The Armstrong Lie (2013)
Fascynujący film. Armstrong i historia jego upadku jest tu wykorzystana jako pretekst. To bardziej obraz zmagań reżysera (i całego świata) z akceptacją paradoksu, jakim jest sport, czyli dziedzina życia oparta na rywalizacji.
Ideą sportu jest przekraczanie granic, zdobywanie nowych szczytów, a przede wszystkim i ponad wszystko – zwycięstwo. Ale aby je osiągnąć, trzeba być gotowym na każde poświęcenie. Nic nie może rozpraszać uwagi, zwycięstwo jest celem, poza którym nic nie istnieje. Dla jego osiągnięcia należy i trzeba rzucić na szali całego siebie, zgodzić się na ból i cierpienie, przemóc je i pokonać.
I tu pojawia się paradoks. Te cechy są tym, co Armstrongowi pozwoliło pokonać raka, choć lekarze nie dawali mu nawet 50% szans na wyzdrowienie. I za to jest podziwiany, budzi powszechny szacunek i zdumienie. Ale te same cechy wykorzystane w kolarstwie i w życiu publicznym, już czynią z niego wroga publicznego numer jeden. A przecież on "tylko" zrobił wszystko, by wygrać. Nie był idiotą korzystającym z dopingu od tak sobie, on czynił to w sposób przemyślany i metodyczny, wręcz naukowy. Kiedy pojawiły się podejrzenia, traktował je jako atak na swój wizerunek (który przecież stał się po roku 1999 globalną instytucją), w sposób naturalny z bezwzględnością rzucił się do obrony. A jeśli po drodze musiał kłamać, grozić, wykańczać innych? Przetrwanie nie ma nic wspólnego z moralnością.
I chyba właśnie w tym tkwi problem z Armstrongiem. Jest żywym potwierdzeniem tej myśli, a z tym nie chce się ogół publiki pogodzić. Z jednej strony świat chce zachwycać się zwycięzcami, a z drugiej pragnie żyć w bajce o szlachetności i honorowości rywalizacji. Jednak ci, którym zależy na dobru dyscypliny, mogą czuć się wyłącznie moralnymi zwycięzcami, bo w rzeczywistości są przegrani. Armstrong stał się ofiarą nie tylko własnej natury, ale również natury świata. "Kłamstwa Armstronga" z rozbrajającą szczerością obnażają ten nierozwiązywalny konflikt. Reżyser jest tego świadomy i na sobie samym pokazuje, jak łatwo popaś z jednej skrajności (absolutna wiara w kłamstwa i ślepota na fakty) w drugą (egocentryczna poczucie bycia skrzywdzonym przez tego, w czyje kłamstwa się wierzyło). Najtrudniej jest zachować trzeźwość umysłu i spojrzeć na rzeczy takimi, jakimi są w całej złożoności ich natury.
Ocena: 7
Ideą sportu jest przekraczanie granic, zdobywanie nowych szczytów, a przede wszystkim i ponad wszystko – zwycięstwo. Ale aby je osiągnąć, trzeba być gotowym na każde poświęcenie. Nic nie może rozpraszać uwagi, zwycięstwo jest celem, poza którym nic nie istnieje. Dla jego osiągnięcia należy i trzeba rzucić na szali całego siebie, zgodzić się na ból i cierpienie, przemóc je i pokonać.
I tu pojawia się paradoks. Te cechy są tym, co Armstrongowi pozwoliło pokonać raka, choć lekarze nie dawali mu nawet 50% szans na wyzdrowienie. I za to jest podziwiany, budzi powszechny szacunek i zdumienie. Ale te same cechy wykorzystane w kolarstwie i w życiu publicznym, już czynią z niego wroga publicznego numer jeden. A przecież on "tylko" zrobił wszystko, by wygrać. Nie był idiotą korzystającym z dopingu od tak sobie, on czynił to w sposób przemyślany i metodyczny, wręcz naukowy. Kiedy pojawiły się podejrzenia, traktował je jako atak na swój wizerunek (który przecież stał się po roku 1999 globalną instytucją), w sposób naturalny z bezwzględnością rzucił się do obrony. A jeśli po drodze musiał kłamać, grozić, wykańczać innych? Przetrwanie nie ma nic wspólnego z moralnością.
I chyba właśnie w tym tkwi problem z Armstrongiem. Jest żywym potwierdzeniem tej myśli, a z tym nie chce się ogół publiki pogodzić. Z jednej strony świat chce zachwycać się zwycięzcami, a z drugiej pragnie żyć w bajce o szlachetności i honorowości rywalizacji. Jednak ci, którym zależy na dobru dyscypliny, mogą czuć się wyłącznie moralnymi zwycięzcami, bo w rzeczywistości są przegrani. Armstrong stał się ofiarą nie tylko własnej natury, ale również natury świata. "Kłamstwa Armstronga" z rozbrajającą szczerością obnażają ten nierozwiązywalny konflikt. Reżyser jest tego świadomy i na sobie samym pokazuje, jak łatwo popaś z jednej skrajności (absolutna wiara w kłamstwa i ślepota na fakty) w drugą (egocentryczna poczucie bycia skrzywdzonym przez tego, w czyje kłamstwa się wierzyło). Najtrudniej jest zachować trzeźwość umysłu i spojrzeć na rzeczy takimi, jakimi są w całej złożoności ich natury.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz