A Most Wanted Man (2014)
To niewiarygodne, ale Anton Corbijn z filmu na film staje się coraz lepszym reżyserem. "Control" było dobre, miejscami bardzo dobre, "Amerykanin" był lepszy, ale to, co pokazał tutaj, jest już bliskie ideału (a to, co mi się najmniej podobało, jest raczej winą le Carré, na którego powieści oparto fabułę). "Bardzo poszukiwany człowiek" to kino wystylizowane, skupione, precyzyjne budowane zgodnie z dopracowanym do ostatniego detalu planem. Dzięki temu mimo powolnej narracji udało się stworzyć ekscytujący thriller psychologiczny, który jednocześnie doskonale sprawdza się jako dramat psychologiczny. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, że Corbijn potrafił nad wszystkim zapanować i stworzyć coś tak fantastycznego. David Hare powinien się od niego uczyć, jak opowiadać szpiegowskie historie bez fajerwerków i szybkiej akcji.
Pierwszą rzeczą, która zachwyciła mnie w tym filmie, są wielopoziomowe rozgrywki. Ruch w jednej sprawie jest zarazem ruchem na zupełnie innej szachownicy. Jednak te niezależne plansze okazują się być tylko niewielką częścią jednej, jeszcze większej szachownicy. Uwielbiam historie o wyrafinowanych grach, które toczone są na ludziach. Ale wolę, kiedy wszystkie strony mają równie wielką moc intelektualną (typu: ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz...). W tym filmie niestety niektóre strony nie do końca zdawały sobie sprawę z tego, w czym biorą udział.
Drugą rzeczą, która mnie zachwyciła, jest obraz szpiegów. To padlinożercy. Oni wyszukują ludzi ciężko doświadczonych przez los i cierpiących. Wykorzystują ludzkie słabości i manipulują nimi do osiągnięcia własnych celów. W wojnie z terrorem ból jest podstawową bronią... i nie jest to wcale ból terrorystów.
Trzecią rzeczą, która mnie zachwyciła, jest cyniczny wydźwięk filmu. Corbijn pokazuje, że doskonały w terenie szpieg jest w rzeczywistości słabeuszem. Nawet jeśli wydaje mu się, że ogarnia cały obraz, w rzeczywistości tak nie jest. Nie ma w nim tej brutalnej bezwzględności, która wynika z oddalenia i braku poczucia, że przedmioty inwigilacji i osobowe źródła informacji są żyjącymi istotami. Dlatego też mistrz w terenie z definicji jest już śmiertelnie ranny.
Czwartą rzeczą, która mnie zachwyciła, jest to, że w tej narracji nie ginie człowiek. Obok bowiem polowania na terrorystów, mamy tu kilka historii bardzo prywatnych z Issą Karpowem na czele. Choć wszyscy w tym filmie są pionkami (nie wszyscy są tego świadomi, ale to inna sprawa), to jednak Corbijn nikogo nie traktuje przedmiotowo. Potrafi tchnąć w bohaterów życie drobnymi gestami, krótkimi ujęciami, doskonałymi epizodzikami. Do moich ulubionych scen należy ta, w której Issa spotyka Abdullaha. Kilka słów, jedna łza, to wszystko, czego było potrzeba, by przekazać niezwykłą intensywność dramatu, jakim było życie Issy.
Perfekcyjnej reżyserii towarzyszą doskonałe kreacje aktorskie. Hoffman jest tu jak zwykle bardzo dobry (choć nie zaliczyłbym tej roli w poczet jego najlepszych). Olbrzymie wrażenie zrobił na mnie Dobrygin. Nie mam wątpliwości, że gdyby był Anglikiem lub Amerykaninem, to byłby po tym filmie rozchwytywany w Hollywood. I jest jeszcze Wright. Postać zimnej suki doprowadziła do perfekcji. W tej chwili nikt nie jest w stanie jej w tego rodzaju kreacjach dotrzymać kroku. Jest tu jeszcze lepsza niż w "House of Card".
Ocena: 9
Pierwszą rzeczą, która zachwyciła mnie w tym filmie, są wielopoziomowe rozgrywki. Ruch w jednej sprawie jest zarazem ruchem na zupełnie innej szachownicy. Jednak te niezależne plansze okazują się być tylko niewielką częścią jednej, jeszcze większej szachownicy. Uwielbiam historie o wyrafinowanych grach, które toczone są na ludziach. Ale wolę, kiedy wszystkie strony mają równie wielką moc intelektualną (typu: ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz...). W tym filmie niestety niektóre strony nie do końca zdawały sobie sprawę z tego, w czym biorą udział.
Drugą rzeczą, która mnie zachwyciła, jest obraz szpiegów. To padlinożercy. Oni wyszukują ludzi ciężko doświadczonych przez los i cierpiących. Wykorzystują ludzkie słabości i manipulują nimi do osiągnięcia własnych celów. W wojnie z terrorem ból jest podstawową bronią... i nie jest to wcale ból terrorystów.
Trzecią rzeczą, która mnie zachwyciła, jest cyniczny wydźwięk filmu. Corbijn pokazuje, że doskonały w terenie szpieg jest w rzeczywistości słabeuszem. Nawet jeśli wydaje mu się, że ogarnia cały obraz, w rzeczywistości tak nie jest. Nie ma w nim tej brutalnej bezwzględności, która wynika z oddalenia i braku poczucia, że przedmioty inwigilacji i osobowe źródła informacji są żyjącymi istotami. Dlatego też mistrz w terenie z definicji jest już śmiertelnie ranny.
Czwartą rzeczą, która mnie zachwyciła, jest to, że w tej narracji nie ginie człowiek. Obok bowiem polowania na terrorystów, mamy tu kilka historii bardzo prywatnych z Issą Karpowem na czele. Choć wszyscy w tym filmie są pionkami (nie wszyscy są tego świadomi, ale to inna sprawa), to jednak Corbijn nikogo nie traktuje przedmiotowo. Potrafi tchnąć w bohaterów życie drobnymi gestami, krótkimi ujęciami, doskonałymi epizodzikami. Do moich ulubionych scen należy ta, w której Issa spotyka Abdullaha. Kilka słów, jedna łza, to wszystko, czego było potrzeba, by przekazać niezwykłą intensywność dramatu, jakim było życie Issy.
Perfekcyjnej reżyserii towarzyszą doskonałe kreacje aktorskie. Hoffman jest tu jak zwykle bardzo dobry (choć nie zaliczyłbym tej roli w poczet jego najlepszych). Olbrzymie wrażenie zrobił na mnie Dobrygin. Nie mam wątpliwości, że gdyby był Anglikiem lub Amerykaninem, to byłby po tym filmie rozchwytywany w Hollywood. I jest jeszcze Wright. Postać zimnej suki doprowadziła do perfekcji. W tej chwili nikt nie jest w stanie jej w tego rodzaju kreacjach dotrzymać kroku. Jest tu jeszcze lepsza niż w "House of Card".
Ocena: 9
Eee no szkoda że nie dostanę "wychodnego" na kolejny film :):) Wybrałem Lucy, bo jestem coś winien Bessonowi :) Z Antonem Corbijnem jest u mnie odwrotnie :) Control - bardzo dobry, American - dobry.
OdpowiedzUsuńBardzo poszukiwany człowiek stylowo jest bliższy Amerykaninowi niż Control, więc może dobrze robisz, że wybierasz Lucy (też zobaczę, ale po ostatnich dziełach Bessona wiele to się nie spodziewam)
Usuń