Kill Your Darlings (2013)
"Kill Your Darling" to film, który każdy powinien zobaczyć. Nie dlatego, że jest to dzieło wyjątkowe, bo nie jest. Ale dlatego, że jest to popis aktorskiego kunsztu najwyższej próby. Michael C. Hall zachwycił mnie tym, jak zagrał Davida. Ta jego desperacka miłość i tragiczna niemożliwość akceptacji faktu, że jest to uczucie jednostronne – udało mu się to tak pokazać, że po prostu łamał mi serce. Scena ostatniego spotkania z Allenem i późniejsza konfrontacja z Lu, to prawdziwe mistrzostwo i szczerze mówiąc, nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nie dostał choćby jednej nominacji. Inni aktorzy też mają swoje pięć minut. Daniel Radcliffe jest świetny, gdy orientuje się, jaką rolę przyszło mu grać w życiu Lu. Dane DeHaan ma kilka wspaniałych momentów. Elizabeth Olsen też błysnęła talentem (choć jej najlepsza scena została z filmu usunięta – dla historii może to i słusznie, ale dla fanów aktorki gorzej, jeśli nie oglądali wersji DVD).
Niestety za poziomem gry aktorskiej nie poszła cała reszta. Opowieść o bardzo poplątanych ścieżkach uczuć nie została tutaj odpowiednio wygrana. Podobnie nie do końca udało się reżyserowi oddać klimat rodzącego się nowego nurtu artystycznego. Filmowi brakuje zarówno mrocznych namiętności jak i beztroskiego szaleństwa młodości, której wydaje się, że wszystko można. Bunt Allena, Lu, Jacka i Billa jest tu mdły, całkowicie pozbawiony wyrazu. Są tu pojedyncze sceny, które wybijają się ponad przeciętność, ale nie układają się one w spójną całość. W ten sposób konfrontacja ogólnego kształtu filmu z aktorskimi popisami sprawia, że całość pozostawia po sobie wrażenie zmarnowanego potencjału młodych gwiazd.
Ocena: 6
Niestety za poziomem gry aktorskiej nie poszła cała reszta. Opowieść o bardzo poplątanych ścieżkach uczuć nie została tutaj odpowiednio wygrana. Podobnie nie do końca udało się reżyserowi oddać klimat rodzącego się nowego nurtu artystycznego. Filmowi brakuje zarówno mrocznych namiętności jak i beztroskiego szaleństwa młodości, której wydaje się, że wszystko można. Bunt Allena, Lu, Jacka i Billa jest tu mdły, całkowicie pozbawiony wyrazu. Są tu pojedyncze sceny, które wybijają się ponad przeciętność, ale nie układają się one w spójną całość. W ten sposób konfrontacja ogólnego kształtu filmu z aktorskimi popisami sprawia, że całość pozostawia po sobie wrażenie zmarnowanego potencjału młodych gwiazd.
Ocena: 6
Cholera, faktycznie. Dla tych aktorów mogę obejrzeć kolejny film, wszyscy ładnie upchnięci w jednej produkcji...
OdpowiedzUsuńDziwię się, że ktoś dał Michealowi C. Hall postać o imieniu David. On już grał jednego Davida w "Six Feet Under" i na tym koniec. Do tego Ben Foster... tu jest w ogóle więcej twarzy, które obejrzę z przyjemnością, a których nie wymieniłeś.:)
Coś mi się zdaje, że to był właśnie jeden z powodów, dla których Hall dostał tu rolę. Co nie zmienia faktu, że i tak się świetnie spisał. Obsada jest naprawdę imponująca, tym bardzie żałuję, że film nie robi lepszego wrażenia.
Usuń