Before I Go to Sleep (2014)
Colin Firth i Nicole Kidman kontynuują podróż w głąb
mrocznych zakamarków ludzkiej duszy. W "Drodze do zapomnienia"
cierpiał Firth. W "Zanim zasnę" po drugiej stronie dołączyła do niego Kidman. Ale nie
wpłynęło to korzystnie na efekt końcowy. Podobnie jak w tamtym filmie, tak i
tym razem całość okazuje się pozbawiona wyrazu.
"Zanim zasnę" to kino pstrokate. Brakuje w nim
tylko elfów i mieczy świetlnych, cała reszta w tej czy innej formie zostaje
zaliczona. Mamy tu więc elementy "Memento" i "Franka i
robota", jest trochę "Kto się boi Virginii Woolf?" i
"Sypiając z wrogiem", a nawet odrobina "Misery". Rowan Joffé wykazuje się niezłą kreatywnością,
by te wszystkie dziwacznie niedopasowane elementy wpleść w jedną całość. Za
sukces należy uznać to, że narracja jest mimo wszystko płynna i w gruncie
rzeczy daje się to obejrzeć bez bólu. Ale też niczym się nie wyróżnia. Jest jak
dietetyczna pizza: może i wygląda jak prawdziwa, ale wystarczy wziąć kęs, by
poczuć, że nic się nie czuje, zero smaku, zero charakteru.
Jedyne, co mi się podobało, to fakt, że Joffé spróbował
obsadzić Firtha w nieco innej roli. Po tym, jak go "spłaszczył"
ostatnio Allen, miło było zobaczyć, że Firth potrafi jeszcze uwolnić się ze
swojej szufladki. Choć tylko na chwilę, bo też jego rola wcale aż tak bardzo
nie odbiega od jego typowego emploi. Kidman nadal zaś przebywa w aktorskich
stanach średnich. Z ostatnich trzech lat tylko jedna rola, ta w
"Stokerze", warta jest zapamiętania.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz