The Maze Runner (2014)
Czy w Hollywood ktokolwiek czyta ze zrozumieniem literaturę YA? Mam wrażenie, że książki są im potrzebne tylko dla imion i scenografii. Wszystkie ekranizacje są do siebie bowiem łudząco podobne. Mają podobnych bohaterów, podobny wstęp, rozwinięcie i zakończenie. W takich warunkach o tym, czy coś się mi podoba czy nie, decydują szczegóły. W przypadku "Więźnia labiryntu" większość z tych szczegółów działała na niekorzyść filmu.
Obraz bardzo mocno skojarzył mi się z "Akademią wampirów". Głównie przez fakt, że jedyną fajną rzeczą w obu filmach jest zakończenie. "Więzień labiryntu" jest tak bardzo "typowym" reprezentantem gatunku, że naprawdę trudno było mi się przejmować czymkolwiek. Bohaterowie gadają pierdoły wyciągnięte z innych, wcale nie lepszych produkcji. Co chwilę biegają z upodobaniem wciskając się w co bardziej ciasne szpary. Sceny z "potworami" są zrealizowane chaotycznie a nie dynamicznie. Wszystko to mnie bardzo, ale to bardzo rozczarowało. W końcu reżyser ma na swoim koncie krótkometrażówkę "Ruin", która wydaje się jakby była wyjęta ze świata "Więźnia labiryntu". Dlaczego więc wtedy reżyserowi się udało, a teraz nie? Za to koniec jest intrygujący. Otwiera bowiem możliwości zaistnienia całkiem ciekawej intrygi. No i pojawia się tu Patricia Clarkson, którą lubię.
Tego rodzaju sztampowe filmowe opowieści jestem w stanie tolerować, kiedy coś je wyróżnia. Jak fajni bohaterowie "Darów Anioła" czy ciekawy początek "Gry Endera". Niestety "Więźniowi labiryntu" bliżej jest do "Jestem numerem cztery" niż do wyżej wspomnianych. I pozostaje mi się cieszyć, że nie jest tak źle, jak to było w "Intruzie".
Ocena: 4
Obraz bardzo mocno skojarzył mi się z "Akademią wampirów". Głównie przez fakt, że jedyną fajną rzeczą w obu filmach jest zakończenie. "Więzień labiryntu" jest tak bardzo "typowym" reprezentantem gatunku, że naprawdę trudno było mi się przejmować czymkolwiek. Bohaterowie gadają pierdoły wyciągnięte z innych, wcale nie lepszych produkcji. Co chwilę biegają z upodobaniem wciskając się w co bardziej ciasne szpary. Sceny z "potworami" są zrealizowane chaotycznie a nie dynamicznie. Wszystko to mnie bardzo, ale to bardzo rozczarowało. W końcu reżyser ma na swoim koncie krótkometrażówkę "Ruin", która wydaje się jakby była wyjęta ze świata "Więźnia labiryntu". Dlaczego więc wtedy reżyserowi się udało, a teraz nie? Za to koniec jest intrygujący. Otwiera bowiem możliwości zaistnienia całkiem ciekawej intrygi. No i pojawia się tu Patricia Clarkson, którą lubię.
Tego rodzaju sztampowe filmowe opowieści jestem w stanie tolerować, kiedy coś je wyróżnia. Jak fajni bohaterowie "Darów Anioła" czy ciekawy początek "Gry Endera". Niestety "Więźniowi labiryntu" bliżej jest do "Jestem numerem cztery" niż do wyżej wspomnianych. I pozostaje mi się cieszyć, że nie jest tak źle, jak to było w "Intruzie".
Ocena: 4
"Literatura Young Adults" - wcześniej tego nie znałem.:)
OdpowiedzUsuńjakim cudem? :)
UsuńNie wiedziałem, że to oficjalnie oddzielny gatunek.
Usuńwymysł Amerykanów, żeby wiedzieli, co można dać dzieciom do czytania, a co należy zakazać
OdpowiedzUsuń