Félix et Meira (2014)
Po "Wypełnić pustkę" temat ortodoksyjnych Żydów wydawał mi się na tyle ciekawy, że kiedy usłyszałem o tym filmie, oczywiście zechciałem go zobaczyć. Niestety "Feliks i Meira" podąża utartą ścieżką stereotypów boleśnie mnie rozczarowując.
Jak zwykle mamy więc kobietę, która czuje się stłamszona przez kulturę, w jakiej przyszło jej żyć. Jej egzystencja pełna jest zakazów. Jedyną wolnością, jaką się cieszy, jest wolność do rodzenia dzieci. Ona jednak akurat nie ma aspiracji powiększania globalnego przeludnienia. Na szczęście pojawia się on, mężczyzna przeżywający własne problemy. Jego ojciec dopiero co zmarł. Nie był z nim blisko. On też bowiem nie pasował do rodziny, przez co z ojcem nie potrafił nawiązać nici porozumienia. Teraz odnajduje wsparcie w obcej kobiecie, przed którą z kolei otwiera drzwi do obyczajowej (a przynajmniej modowej) swobody.
To zabawne, że w filmie zatytułowanym "Feliks i Meira" obie te postaci nie są interesujące. Pozostają płaskimi kliszami, wyblakłymi od ciągłego użytkowania. O wiele ciekawszą postacią jest Shulem, mąż Meiry. W zasadzie miał on pełni rolę przedmiotową. Potrzebny jest, by przeczytać list. Jednak to jego ledwie zarysowany dramat człowieka, który kocha niewłaściwą kobietę, najbardziej przykuwa uwagę. Nie jest despotą. Nie próbuje terroryzować swojej wybranki. Na swoje nieszczęście on ją szczerze i pełnym sercem kocha. Scena rozmowy z Feliksem (zanim wziął do ręki list), a potem scena odgrywania zwyczajów żony są jedynymi prawdziwymi scenami, chwytającymi za serce. Aż żal mi było tego, że Shulem nie jest głównym bohaterem. Jego perspektywa byłaby zdecydowanie świeższym pomysłem.
Ocena: 4
Jak zwykle mamy więc kobietę, która czuje się stłamszona przez kulturę, w jakiej przyszło jej żyć. Jej egzystencja pełna jest zakazów. Jedyną wolnością, jaką się cieszy, jest wolność do rodzenia dzieci. Ona jednak akurat nie ma aspiracji powiększania globalnego przeludnienia. Na szczęście pojawia się on, mężczyzna przeżywający własne problemy. Jego ojciec dopiero co zmarł. Nie był z nim blisko. On też bowiem nie pasował do rodziny, przez co z ojcem nie potrafił nawiązać nici porozumienia. Teraz odnajduje wsparcie w obcej kobiecie, przed którą z kolei otwiera drzwi do obyczajowej (a przynajmniej modowej) swobody.
To zabawne, że w filmie zatytułowanym "Feliks i Meira" obie te postaci nie są interesujące. Pozostają płaskimi kliszami, wyblakłymi od ciągłego użytkowania. O wiele ciekawszą postacią jest Shulem, mąż Meiry. W zasadzie miał on pełni rolę przedmiotową. Potrzebny jest, by przeczytać list. Jednak to jego ledwie zarysowany dramat człowieka, który kocha niewłaściwą kobietę, najbardziej przykuwa uwagę. Nie jest despotą. Nie próbuje terroryzować swojej wybranki. Na swoje nieszczęście on ją szczerze i pełnym sercem kocha. Scena rozmowy z Feliksem (zanim wziął do ręki list), a potem scena odgrywania zwyczajów żony są jedynymi prawdziwymi scenami, chwytającymi za serce. Aż żal mi było tego, że Shulem nie jest głównym bohaterem. Jego perspektywa byłaby zdecydowanie świeższym pomysłem.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz