The Equalizer (2014)
Jest mi trudno uwierzyć w to, że inspiracją dla filmu był serial telewizyjny a nie komiks. "Bez litości" bowiem nakręcone zostało w konwencji mrocznej komiksowej produkcji jak "Batmany" Nolana czy "Watchmeni" Snydera. Ale jak wiele innych rzeczy w tym filmie, tak i ta jest pozorem.
Na pierwszy rzut oka "Bez litości" wydaje się filmem zrobionym maksymalnie na serio. W rzeczywistości jest to jednak dowcip. Kawał polega na tym, że zarówno Fuqua jak i grający w filmie aktorzy ani przez chwilę nie przestają być poważni. Nie mrugają okiem do widza, nie parskają śmiechem niezależnie od tego, jak absurdalne rzeczy muszą wykonać. Oni opowiadają ten rozbudowany dowcip "na serio" i w tym tkwi urok filmu.
W ten sposób "Bez litości" można też traktować jako formę satyry na mroczne komiksowe produkcje filmowe. Fuqua bezlitośnie wykorzystuje wszystkie standardowe chwyty: eksplozje, na które nie patrzy główny bohater, psychopatycznie manieryczny czarny charakter, slow motion i brutalność. Zarazem śmieje się z gatunku, doprowadzając do absurdalnej skrajności stylistykę, a jednocześnie tworzy coś, co po prostu doskonale się ogląda.
Mistrzowska jest finałowa rozróba do wtóru "Vengeance" Zacka Hemseya. Jest to karnawał kiczu i kretynizmów, ale zamiast się na to wściekać, ja cały czas się świetnie bawiłem śmiejąc na przykład na widok kropel spływających w zwolnionym tempie z rzęs Washingtona. Miodzio!
Ocena: 7
Na pierwszy rzut oka "Bez litości" wydaje się filmem zrobionym maksymalnie na serio. W rzeczywistości jest to jednak dowcip. Kawał polega na tym, że zarówno Fuqua jak i grający w filmie aktorzy ani przez chwilę nie przestają być poważni. Nie mrugają okiem do widza, nie parskają śmiechem niezależnie od tego, jak absurdalne rzeczy muszą wykonać. Oni opowiadają ten rozbudowany dowcip "na serio" i w tym tkwi urok filmu.
W ten sposób "Bez litości" można też traktować jako formę satyry na mroczne komiksowe produkcje filmowe. Fuqua bezlitośnie wykorzystuje wszystkie standardowe chwyty: eksplozje, na które nie patrzy główny bohater, psychopatycznie manieryczny czarny charakter, slow motion i brutalność. Zarazem śmieje się z gatunku, doprowadzając do absurdalnej skrajności stylistykę, a jednocześnie tworzy coś, co po prostu doskonale się ogląda.
Mistrzowska jest finałowa rozróba do wtóru "Vengeance" Zacka Hemseya. Jest to karnawał kiczu i kretynizmów, ale zamiast się na to wściekać, ja cały czas się świetnie bawiłem śmiejąc na przykład na widok kropel spływających w zwolnionym tempie z rzęs Washingtona. Miodzio!
Ocena: 7
Też mi się podobał. Chyba największa w tym wszystkim zasługa Denzela. Nie ma z nim dyskusji :)
OdpowiedzUsuńTaaa w finale brakowało tylko skórek od banana na podłodze :)
to był całkiem porządny serial jakbym miał to określić jednym zdaniem skrzyżowanie życzenia śmierci z serialem detektywistycznym acz bohater był biały angol nie afroamerykanin :)
OdpowiedzUsuń