Nova Zembla (2011)
Czasy odkrywców. Szalonych, nie do końca przemyślanych wypraw w nieznane. Wizja przygody, zysków, sławy – tym karmiło się tych, którzy nie mieli nic do stracenia... oprócz życia. Ale kto myśli o śmierci, kiedy obiecuje mu się bogactwo? Ten stan ducha próbuje oddać holenderskiej widowisko "Nowa Ziemia". Niestety nie do końca się to twórcom udało.
Pomijam fakt, że historia ostatniej wyprawy Willema Barentsa został w filmie potraktowana dość swobodnie (usunięto z niej drugi statek pod dowództwem Jana Rijpa). Takie rzeczy są dla mnie mało istotne, w końcu nie jest to lekcja historii. Gorzej, że twórcom nie udało się oddać ducha wyprawy. Na końcu "Nowej Ziemi" jest kilka patetycznych zdań o tym, jak to wyprawa stanowiła początek nowej ery w historii Holandii, ale muszę wierzyć na słowo, ponieważ to, co widziałem na ekranie, na to nie wskazywało.
Głównym problemem "Nowej Ziemi" jest brak pomysłu reżysera i scenarzystów co do tego, jak chcą "ugryźć" historię wyprawy. Brakuje w niej myśli przewodniej, której wątek miłosny Gerrita i Cathariny nie był w stanie zastąpić. W rezultacie film składa się z kilkunastu scenek rodzajowych, które sprawiają wrażenie, jakby zostały wybrane na chybił trafił. Niektóre z nich funkcjonują nieźle jako samodzielne byty, ale jako część całości zawodzą. Efekt jest taki, że "Nowa Ziemia" dobrze sprawdza się jako zapchajdziura, ale nic więcej.
Ocena: 5
Pomijam fakt, że historia ostatniej wyprawy Willema Barentsa został w filmie potraktowana dość swobodnie (usunięto z niej drugi statek pod dowództwem Jana Rijpa). Takie rzeczy są dla mnie mało istotne, w końcu nie jest to lekcja historii. Gorzej, że twórcom nie udało się oddać ducha wyprawy. Na końcu "Nowej Ziemi" jest kilka patetycznych zdań o tym, jak to wyprawa stanowiła początek nowej ery w historii Holandii, ale muszę wierzyć na słowo, ponieważ to, co widziałem na ekranie, na to nie wskazywało.
Głównym problemem "Nowej Ziemi" jest brak pomysłu reżysera i scenarzystów co do tego, jak chcą "ugryźć" historię wyprawy. Brakuje w niej myśli przewodniej, której wątek miłosny Gerrita i Cathariny nie był w stanie zastąpić. W rezultacie film składa się z kilkunastu scenek rodzajowych, które sprawiają wrażenie, jakby zostały wybrane na chybił trafił. Niektóre z nich funkcjonują nieźle jako samodzielne byty, ale jako część całości zawodzą. Efekt jest taki, że "Nowa Ziemia" dobrze sprawdza się jako zapchajdziura, ale nic więcej.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz