The Face of an Angel (2014)
Odniosłem wrażenie, że tym filmem Winterbottom prosi wszystkich widzów o pobłażliwość w stosunku do twórców, którzy biorą się za tematy oparte na prawdziwych wydarzeniach. Anglik pokazuje, jaka to jest twórcza mordęga. I choć przyjmuję jego argumenty, to jednak nie przekonuje mnie to do łagodniejszego traktowania. W końcu tworzenie całkowitej fikcji może być równie trudnym procesem.
Punktem wyjścia dla "Twarzy anioła" jest powszechnie znana prawda o tym, że życie pisze najlepsze scenariusze. Ale często okazuje się, że filmy na tych scenariuszach bazujące wcale nie są równie interesujące. Winterbottom postanowił powiedzieć nam, dlaczego tak się dzieje i wykorzystał do tego znaną medialnie sprawę zabójstwa dokonanego na młodej dziewczynie we Włoszech. Jego odpowiedź jest niestety mało odkrywcza.
Po pierwsze pokazuje, że życie jest niezwykle skomplikowane, przez co w wielu przypadkach nie sposób jest określić, co jest prawdą a co fałszem. Kino na coś takiego nie może sobie pozwolić. Film zawsze sprowadza historię do prostych zależności, nawet jeśli markuje psychologiczną głębię. Niestety w procesie tym często zabijane są najbardziej wartościowe elementy, co prowadzi do braku satysfakcjonującej fabuły.
Po drugie udowadnia, że rzeczywistość bywa dla filmowca przytłaczająca. Nie mogąc ogarnąć tego wszystkiego, co widzi, słyszy, czego jest świadkiem, odwołuje się do kultury, by znaleźć jakąś analogię, schemat fabularny, który mógłby stać się ramą dla jego własnej narracji. Niestety takie postępowanie ma co najmniej dwie wady: łatwo narazić się na zarzut wtórności lub o artystyczną pretensjonalność, kiedy to reżyser mnoży cytaty, bawi się alegoriami, siłuje się z symboliką, której narzuca interpretację zgodną z wydarzeniami będącymi punktem wyjścia.
Z tych dwóch powodów sam film Winterbottoma trudno uznać za fabularną opowieść. Po części jest to nic więcej, jak akademicki wykład, podczas którego reżyser dzieli się swoimi przemyśleniami na temat mediów i współczesnego społeczeństwa. Po części jest to zaś dygresyjny miszmasz, przez który "Twarz anioła" sprawia wrażenie bardzo chaotycznego. Są tu oniryczne wizje i scenki, w których sztuczność gry aktorskiej wydaje się być z premedytacją przejaskrawiona, by stanowić aluzję do telewizyjnego gatunku "docudrama", w którym aktorzy udają prawdziwych ludzi i do kamery opowiadają o swoich przeżyciach.
Największą wadą jest jednak to, że w tym wszystkim giną gdzieś bohaterowie. Zostają sprowadzeni do wzorków na tapecie, ot miła dekoracja, ale nie mająca większego znaczenia dla całości.
Ocena: 5
Punktem wyjścia dla "Twarzy anioła" jest powszechnie znana prawda o tym, że życie pisze najlepsze scenariusze. Ale często okazuje się, że filmy na tych scenariuszach bazujące wcale nie są równie interesujące. Winterbottom postanowił powiedzieć nam, dlaczego tak się dzieje i wykorzystał do tego znaną medialnie sprawę zabójstwa dokonanego na młodej dziewczynie we Włoszech. Jego odpowiedź jest niestety mało odkrywcza.
Po pierwsze pokazuje, że życie jest niezwykle skomplikowane, przez co w wielu przypadkach nie sposób jest określić, co jest prawdą a co fałszem. Kino na coś takiego nie może sobie pozwolić. Film zawsze sprowadza historię do prostych zależności, nawet jeśli markuje psychologiczną głębię. Niestety w procesie tym często zabijane są najbardziej wartościowe elementy, co prowadzi do braku satysfakcjonującej fabuły.
Po drugie udowadnia, że rzeczywistość bywa dla filmowca przytłaczająca. Nie mogąc ogarnąć tego wszystkiego, co widzi, słyszy, czego jest świadkiem, odwołuje się do kultury, by znaleźć jakąś analogię, schemat fabularny, który mógłby stać się ramą dla jego własnej narracji. Niestety takie postępowanie ma co najmniej dwie wady: łatwo narazić się na zarzut wtórności lub o artystyczną pretensjonalność, kiedy to reżyser mnoży cytaty, bawi się alegoriami, siłuje się z symboliką, której narzuca interpretację zgodną z wydarzeniami będącymi punktem wyjścia.
Z tych dwóch powodów sam film Winterbottoma trudno uznać za fabularną opowieść. Po części jest to nic więcej, jak akademicki wykład, podczas którego reżyser dzieli się swoimi przemyśleniami na temat mediów i współczesnego społeczeństwa. Po części jest to zaś dygresyjny miszmasz, przez który "Twarz anioła" sprawia wrażenie bardzo chaotycznego. Są tu oniryczne wizje i scenki, w których sztuczność gry aktorskiej wydaje się być z premedytacją przejaskrawiona, by stanowić aluzję do telewizyjnego gatunku "docudrama", w którym aktorzy udają prawdziwych ludzi i do kamery opowiadają o swoich przeżyciach.
Największą wadą jest jednak to, że w tym wszystkim giną gdzieś bohaterowie. Zostają sprowadzeni do wzorków na tapecie, ot miła dekoracja, ale nie mająca większego znaczenia dla całości.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz