The Disappearance of Eleanor Rigby: Them (2014)
Teoretycznie "The Disappearance of Eleanor Rigby: Them" jest niczym więcej jak zlepkiem dwóch historii, które już poznałem "w całości". Ale – jak to często bywa w kinie – suma bywa czymś więcej (lub mniej) niż by to wynikało z normalnego rachunku. W przypadku historii Eleanor i Conora, połączenie ich historii okazała się zbawienne.
Choć nie jestem pewien, czy miałbym o filmie identyczne przekonanie, gdybym zaczął cykl od "Them", a dopiero później obejrzał "Him" i "Her". Moja reakcja jest bowiem mocno powiązana z wiedzą o tym, co pokazał reżyser w poprzednich dwóch wariacjach tej samej historii. Świadomość, że w "Them" niektóre sceny zostały ucięte w sposób bardzo ostry, a innych scen nie ma wcale, mocno zmieniał odbiór tego, co było. "Them" udowadnia, jak wielkie znaczenie w kinie ma brak, a już szczególnie brak, którego jest się świadomym.
"Them" nadało również historii ramy czasowe, chronologię, która w poprzednich dwóch częściach wydawała mi się mało istota. Jednak przeniesienie akcentu z subiektywnych doświadczeń na okoliczności wydarzeń zmienia nie tylko perspektywę ale również ocenę bohaterów i ich czynów. "Them" pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego ani "Him" ani "Her" nie były dla mnie do końca satysfakcjonujące. A chodziło właśnie o brak układu odniesienia. Oba wcześniejsze filmy znajdowały się w próżni, z jednej strony prezentując tylko perspektywę jednej osoby, a z drugiej strony nie idąc wystarczająco daleko w odwzorowaniu subiektywności. "Them" na ich tle wydaje się historią kompletną i to pomimo tego, że całkiem sporo z historii Conora i Eleanor zostało wycięte.
Co ciekawe, cięcia okazały się korzystne również jeśli chodzi o ocenę gry aktorskiej. Choć przecież reżyser korzystał z tych samych scen, które już widziałem, aktorzy bardziej przypadli mi do gustu właśnie tutaj.
Ocena: 7
Choć nie jestem pewien, czy miałbym o filmie identyczne przekonanie, gdybym zaczął cykl od "Them", a dopiero później obejrzał "Him" i "Her". Moja reakcja jest bowiem mocno powiązana z wiedzą o tym, co pokazał reżyser w poprzednich dwóch wariacjach tej samej historii. Świadomość, że w "Them" niektóre sceny zostały ucięte w sposób bardzo ostry, a innych scen nie ma wcale, mocno zmieniał odbiór tego, co było. "Them" udowadnia, jak wielkie znaczenie w kinie ma brak, a już szczególnie brak, którego jest się świadomym.
"Them" nadało również historii ramy czasowe, chronologię, która w poprzednich dwóch częściach wydawała mi się mało istota. Jednak przeniesienie akcentu z subiektywnych doświadczeń na okoliczności wydarzeń zmienia nie tylko perspektywę ale również ocenę bohaterów i ich czynów. "Them" pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego ani "Him" ani "Her" nie były dla mnie do końca satysfakcjonujące. A chodziło właśnie o brak układu odniesienia. Oba wcześniejsze filmy znajdowały się w próżni, z jednej strony prezentując tylko perspektywę jednej osoby, a z drugiej strony nie idąc wystarczająco daleko w odwzorowaniu subiektywności. "Them" na ich tle wydaje się historią kompletną i to pomimo tego, że całkiem sporo z historii Conora i Eleanor zostało wycięte.
Co ciekawe, cięcia okazały się korzystne również jeśli chodzi o ocenę gry aktorskiej. Choć przecież reżyser korzystał z tych samych scen, które już widziałem, aktorzy bardziej przypadli mi do gustu właśnie tutaj.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz