Youth (2015)

Nie mam pojęcia, czy po tym filmie powinienem z nadzieją patrzeć w przyszłość, jeśli chodzi o kolejne dokonania Paolo Sorrentino, czy też z przygnębieniem i rezygnacją. Oglądając "Młodość" miałem wrażenie, że jest to brakujące ogniwo w nieszczęsnej ewolucji artystycznej reżysera od arcydzieła ("Wszystkie odloty Cheyenne'a") do pretensjonalnej wydmuszki ("Wielkie piękno"). Problem polega na tym, że "Młodość" powstała PO obu tych filmach, a nie POMIĘDZY nimi.



I teraz nie wiem czego oznaką jest "Młodość". Czy oznacza to, że szaleństwo powierzchowności, jakie ogarnęło Sorrentino przy "Wielkim pięknie" słabnie? A może jest to jedynie chwilowy przebłysk dawnego "ja" reżysera, zanim na dobre zostanie pogrzebane? Chciałbym wierzyć, że chodzi o to pierwsze. Niestety bardzo boję się, że prawdą jest to drugie.

"Młodość" to wciąż przerost formy nad treścią. Co gorsza, jest to przerost nowotworowy w swej istocie. Sorrentino nie prezentuje tu niczego nowego, świeżego. Jest to raczej rozdęte do monstrualnych rozmiarów wszystko to, co gwarantowało mu sukces we wcześniejszych filmach. No, może "monstrualnych" to lekka przesada, w końcu Sorrentino trochę się pohamował i nie ma tu aż takiego zalewu kiczu i głupoty ubranej w piękne szaty, ile zaprezentował w "Wielkim pięknie". Ale trudno nie nudzić się ciągłymi najazdami kamery czy rozpoczynaniem filmu po raz kolejny od sceny muzyczno-zabawowej.

Jednak w "Młodości" odnalazłem też echa tego wszystkiego, co tak bardzo przypadło mi do gustu we "Wszystkich odlotach Cheyenne'a". Są więc tutaj sceny niezwykle zabawne (Fonda śmiejąca się z pracy dla Netflixa), kilka absurdalnych momentów (a ja przecież lubię kinowy absurd), a także całkiem sporo inteligentnych obserwacji i emocjonalnych akcentów. "Młodość" ma również w sobie elementy przypowieść. Można bowiem uznać, że nic z tego, co widzimy na ekranie (poza ostatnim spojrzeniem Freda i Micka) nie dzieje się naprawdę. "Młodość" byłoby wtedy przewrotnym tytułem, za którym kryje się po prostu śmierć. Fred/Mick nie żyje, a wszystko to, co widzimy jest powidokiem tego, czego się za życia doświadczyło. Byłaby to więc gnostyczna opowieść o przekraczaniu egzystencjalnych drzwi (czyli o przebudzeniu), o procesie zmiany perspektywy widzenia świata, ludzi, doświadczeń. Tylko wtedy te upozorowane sceny, od których roi się w filmie, zaczynają nabierać sensu, stając się swoistą formą pisma anielskiego kodującego Byt.

Jednak ta parabola nie ma tej samej siły rażenia, co we "Wszystkich odlotach Cheyenne'a". Dlatego też całkiem sporo scen po prostu mnie zirytowało. Piękno kadrów nie jest w stanie ukryć, że Sorrentino sięga po tanie chwyty i nie robi z nimi nic, tylko je ładnie dekoruje.

Ocena: 5

Komentarze

  1. Zdecydowanie „Youth” zobaczę. Nie wiem czy w kinie, bo w moim mieście mogą go nie puścić. „La grande bellezza” mi się bardzo podobało, przede wszystkim przez podobieństwo do Felliniego, którego uwielbiam. Jednak najbardziej z jego filmów podobał mi się „Le conseguenze dell'amore” z 2004 roku. Świetny film i rewelacyjny Toni Servillo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mogę się zachwycać poszczególnymi scenami "Piękna" (podobnie jak i "Młodości"), ale nie całością

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)