Outcast (2014)
Choć "Banita" rozgrywa się na Dalekim Wschodzie, to idealnie odzwierciedla zachodnią filozofię. Oto główny bohater prześladowany jest przez wspomnienia rzezi, jakich był współautorem. Szuka więc drogi odkupienia, którą może być pomoc młodemu następcy tronu w przeżyciu. I jak wygląda owa droga odkupienia grzechów masowego zabijania? Proste: przez kolejną serię mordów. Oczywiście bardzo łatwo przychodzi wszystkim usprawiedliwianie takiego postępowania. W końcu jedni zabijają ze szlachetnych pobudek, a drudzy z egoistycznych. A my mamy uwierzyć, że dla trupów ma to znaczenie. Nie mówiąc już o samej idei rozgrzeszenia/przebaczenia uzyskanego przemocą. Ale europejscy zbawiciele filmowi (i nie tylko) zazwyczaj dokonują swego dzieła za pomocą miecza (lub innego rodzaju broni).
Oczywiście "Banita" to film głupi i mało oryginalny. Ale po tym, co zaoferował mi "Git", potrzebowałem właśnie takiej odtrutki. Musiałem przekonać się, że filmowa głupota może być przyjemna w oglądaniu. I dzieło Nicka Powella spełniło moje pokładane w nim nadzieje. To bajeczka na dobranoc, ale zadziwiająco dobrze mi się ją oglądało. Hayden Christensen nie jest nawet takim drewnem aktorskim, jak mi się zdawało. Rola krzyżowca, który zawędrował na Daleki Wschód, bardzo do niego pasowała. Po tym filmie nabrałem ochoty na obejrzenie czegoś innego z jego udziałem.
Tego samego nie mogę powiedzieć o Nicolasie Cage'u. Może nie jest to najgorsza z jego ostatnich ról, ale widać wyraźnie, że nie bardzo wierzył w ten projekt (pewnie słusznie, skoro niemal wszędzie ominął on kina) i wykonał jedynie minimum tego, co było potrzebne. Stąd też "Banita" robił lepsze wrażenie, kiedy Cage'a na ekranie nie było. Na szczęście takich momentów było całkiem sporo.
Ocena: 6
Oczywiście "Banita" to film głupi i mało oryginalny. Ale po tym, co zaoferował mi "Git", potrzebowałem właśnie takiej odtrutki. Musiałem przekonać się, że filmowa głupota może być przyjemna w oglądaniu. I dzieło Nicka Powella spełniło moje pokładane w nim nadzieje. To bajeczka na dobranoc, ale zadziwiająco dobrze mi się ją oglądało. Hayden Christensen nie jest nawet takim drewnem aktorskim, jak mi się zdawało. Rola krzyżowca, który zawędrował na Daleki Wschód, bardzo do niego pasowała. Po tym filmie nabrałem ochoty na obejrzenie czegoś innego z jego udziałem.
Tego samego nie mogę powiedzieć o Nicolasie Cage'u. Może nie jest to najgorsza z jego ostatnich ról, ale widać wyraźnie, że nie bardzo wierzył w ten projekt (pewnie słusznie, skoro niemal wszędzie ominął on kina) i wykonał jedynie minimum tego, co było potrzebne. Stąd też "Banita" robił lepsze wrażenie, kiedy Cage'a na ekranie nie było. Na szczęście takich momentów było całkiem sporo.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz