Stille hjerte (2014)
Widziałem tyle skandynawskich opowieści o rodzinach w kryzysie, że zacząłem już żyć w przekonaniu, że tamtejsi twórcy potrafią je kręcić przez sen i z zawiązanymi oczami. "Spokój w sercu" otrzeźwiło mnie.
Film Billego Augusta mało ma bowiem wspólnego z typowym skandynawskim kinem. Za to bardzo dużo z kinem amerykańskim. "Spokój w sercu" wygląda tak, jakby August z premedytacją postanowił spróbować przenieść hollywoodzki sposób opowiadania o śmierci na grunt duński. Jego największym twórczym wyczynem była decyzja o zmianie choroby. Amerykanie prawie na pewno opowiedzieliby o osobie chorej na raka (a gdyby film powstał dwie dekady temu, to mogłoby to być AIDS).
Na próżno więc szukać czarnego humoru tak typowego dla skandynawskich produkcji. Owszem jest tu kilka lżejszych scen, ale utrzymane są w tonacji słodkich familijnych produkcji zza Oceanu (babcia pomagająca wnuczkowi nawiązać kontakt z dziewczyną, która jemu się podoba). Oczywiście takie podejście Augusta nie oznacza wcale, że film jest zły. To wciąż jest całkiem udana i wzruszająca historia rodziny, która musi pogodzić się z decyzją kobiety, która w obliczu nieuleczalnej choroby postanawia popełnić samobójstwo. Jednak duński reżyser zbyt kurczowo trzymał się amerykańskiej formy, dlatego też historia nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Zamiast tego miałem po prostu dziwne poczucie deja vu. Dziwne, bo język się nie zgadzał.
Ocena: 6
Film Billego Augusta mało ma bowiem wspólnego z typowym skandynawskim kinem. Za to bardzo dużo z kinem amerykańskim. "Spokój w sercu" wygląda tak, jakby August z premedytacją postanowił spróbować przenieść hollywoodzki sposób opowiadania o śmierci na grunt duński. Jego największym twórczym wyczynem była decyzja o zmianie choroby. Amerykanie prawie na pewno opowiedzieliby o osobie chorej na raka (a gdyby film powstał dwie dekady temu, to mogłoby to być AIDS).
Na próżno więc szukać czarnego humoru tak typowego dla skandynawskich produkcji. Owszem jest tu kilka lżejszych scen, ale utrzymane są w tonacji słodkich familijnych produkcji zza Oceanu (babcia pomagająca wnuczkowi nawiązać kontakt z dziewczyną, która jemu się podoba). Oczywiście takie podejście Augusta nie oznacza wcale, że film jest zły. To wciąż jest całkiem udana i wzruszająca historia rodziny, która musi pogodzić się z decyzją kobiety, która w obliczu nieuleczalnej choroby postanawia popełnić samobójstwo. Jednak duński reżyser zbyt kurczowo trzymał się amerykańskiej formy, dlatego też historia nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Zamiast tego miałem po prostu dziwne poczucie deja vu. Dziwne, bo język się nie zgadzał.
Ocena: 6
Mnie się film bardziej podobał jak tobie. Początkowo byłam skłonna ocenić go na bardzo dobry, jednak zakonczenie (że niby Sanne łyka pigułki, z zaraz potem zrobi to matka, to ci z pogotowia dadzą się na to nabrać?) trochę mnie zraziło. Film mimo smutnego tematu ma sporo luzu i humoru, szczególnie dużo go wnosił Dennis (świetna rola Asbaeka - bardzo go lubię). Bardzo dobra obsada, zgrabny scenariusz acz poruszający ciężki i poważny temat, fajny plener - oglądało się to naprawdę dobrze i ze wzruszeniem. Temat eutanazji w dobie, gdy na siłe i zbyt długo podtrzymuje się umierającego czlowieka przy życiu jest wart żeby go czasem pokazać, a jednocześnie widza nie zdołować.
OdpowiedzUsuńMoże za dużo się podobnych filmów naoglądałem, bo na mnie nie zrobił większego wrażenia. Patrząc na obsadę liczyłem na więcej (po film sięgnąłem głównie za sprawą Asbaeka i Steen)
UsuńJa też sporo filmów o umierających widziałam, ale z wątkiem wołania o formalne przyzwolenie na eutanazję aż tak wiele ich nie było. Fakt, że jak na szwedzki film o śmierci, jest bardzo pogodny, ale to właśnie zaliczam mu na plus, że nie dołuje, pokazuje, że w każdej sytuacji można znaleźć rozwiązanie. Paprika jak zawsze rewelacyjna, Asbaek tak samo - ja zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Sprawili, że tak szybko nie zapomnę o tym filmie.
OdpowiedzUsuńbf