The Hateful Eight (2015)

Zawsze mam problem z filmami takimi jak "Nienawistna ósemka". Wynika to z nieharmonijnej (w moich oczach) koegzystencji słowa z obrazem/dźwiękiem. Pojawia się on przede wszystkim wtedy, kiedy twórcy próbują zaadaptować na potrzeby kina sztukę teatralną. Słowo, pozornie nienaturalnie sztywno brzmiące, próbują oni oswoić ostentacyjną filmowością zdjęć i scenografii. Przypadek "Nienawistnej ósemki" jest o tyle inny, że choć ma wszystkie wady adaptacji sztuki, w rzeczywistości nią nie jest. Choć Tarantino – i słusznie – myśli o przeniesieniu jej na deski teatru.



Rodowód "Nienawistnej ósemki" nie jest więc teatralny, czego jednak na ekranie nie widać. Jest za to cała obfitość dialogów. Same w sobie są doskonałe i chętnie ich słuchałem. Jednak Tarantino za wszelką cenę wciskał je w filmową konwencję. Ba, on nawet z tym gorsetem przesadzał, tworząc absurdalnie długie "puste" ujęcia. Oddzielnie genialne pomysły, dodane do siebie tworzą chwilami trudny do wytrzymania harmider. "Nienawistna ósemka" przypominała mi pod tym względem starania osoby obsesyjnie próbującej zatuszować makijażem wyimaginowane niedoskonałości, przez co kończy z charakteryzacją klauna. Im bardziej Tarantino nagina materię w stronę wymogów kina wizualnie efektownego, tym bardziej sztucznie i nieprzekonującą wypadali bohaterowie, ich zachowania, a w szczególności to, co mówią. W takich momentach marzyłem o tym, by Tarantino porzucił rozmach audiowizualny na rzecz maksymalnie uproszczonej wizji, w której istnieliby tylko aktorzy i słowo.

Bo większość dialogów mi się podoba. Większość gry aktorskiej również. Dlatego też większą przyjemność czerpałem z filmu wtedy, kiedy zamykałem oczy i po prostu słuchałem "Nienawistnej ósemki". Kiedy robiłem błąd i zaczynałem uważniej przyglądać się temu, co widzę, za każdym razem kończyło się to tak samo: fizycznym cierpieniem.

No, może nie za każdym razem. Rozdział czwarty jest wyjątkiem. Zemsta najlepiej smakuje na zimno – to zdanie po rozdziale numer cztery nabiera zupełnie nowego znaczenia. Kilka świetnych krwawych scen pozwoliło mi też na moment zapomnieć o niekompatybilności słowa i obrazu. Potem niestety jest rozdział flashbackowy, gdzie ze zdwojoną siłą zostałem zaatakowany formą, która tak mi przeszkadzała.

Powyżej pochwaliłem obsadę. Świetny jest przede wszystkim Samuel L. Jackson, który kontynuuje granie postaci groteskowych i karykaturalnych, ale tym razem jest w tym więcej dyscypliny a mniej czystego wygłupiania się. Doskonała jest Jennifer Jason Leigh. Wykorzystała efekciarstwo wpisane w postać Daisy Domergue do ostatniej kropli krwi. Za to Tim Roth nie przypadł mi do gustu. Miałem wrażenie, że nie gra Oswaldo Mobraya, a Christopha Waltza grającego w filmie Tarantino. Chwilami Roth wyglądał niemal jak brat bliźniak Waltz!

W sumie za dużo jest w tym filmie błyskotek, za mało prawdziwych klejnotów.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)