Mr. Holmes (2015)
Bill Condon zatoczył twórcze koło. "Mr. Holmes" to powrót do korzeni i jego pierwszego znaczącego filmu (i moim skromnym zdaniem jego najlepszego dzieła w historii), czyli "Bogów i potworów". Jamesa Whale'a zastąpił Sherlock Holmes (ale aktor pozostał niezmieniony – Ian McKellen). Zamiast Claya Bone'a mamy chłopca Rogera Munro. A Pani Munro zajęła miejsce Hanny. Jednak relacja i wydźwięk filmu pozostał niezmieniony.
"Mr. Holmes" to opowieść o rozliczeniu z przeszłością. To historia rachunku sumienia, którego dokonuje "mędrzec" stojący już jedną nogą nad grobem, a którego świadkiem jest "prostaczek". Między dwojgiem tak różniących się osób nawiąże się nić porozumienia. To za jej sprawą dokonujący rozliczenia będzie miał siłę i odwagę, by skonfrontować się z własną przeszłością/legendą. A obserwator zostanie wyrwany ze szponów ignorancji i po raz pierwszy w życiu doświadczy szerszej perspektywy świata. "Mr. Holmes", jak "Bogowie i potwory", jest opowieścią o więzi platonicznej w takim kształcie, w jakim widział ją sam Platon. To więź duchowa, intelektualna, prowadząca do wzajemnego rozwoju.
Condon ma smykałkę do tworzenia tego rodzaju opowieści. Niestety zabiera się za nie bardzo rzadko, woląc jakieś komercyjne badziewia. "Mr. Holmes" to kino mądre, wzruszające, doskonale łączące gorycz rozpadu z nadzieją w trwaniu idei za sprawą przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom. Co prawda w porównaniu z "Bogami..." tym razem zabrakło emocjonalnej siły rażenia. Wątek japoński został potraktowany trochę po macoszemu, przez co sprawia wrażenie zbędnego (choć takim nie jest).
Nie zmienia to jednak faktu, że "Mr. Holmes" to najlepsza rzecz Condona od dekady.
Ocena: 7
"Mr. Holmes" to opowieść o rozliczeniu z przeszłością. To historia rachunku sumienia, którego dokonuje "mędrzec" stojący już jedną nogą nad grobem, a którego świadkiem jest "prostaczek". Między dwojgiem tak różniących się osób nawiąże się nić porozumienia. To za jej sprawą dokonujący rozliczenia będzie miał siłę i odwagę, by skonfrontować się z własną przeszłością/legendą. A obserwator zostanie wyrwany ze szponów ignorancji i po raz pierwszy w życiu doświadczy szerszej perspektywy świata. "Mr. Holmes", jak "Bogowie i potwory", jest opowieścią o więzi platonicznej w takim kształcie, w jakim widział ją sam Platon. To więź duchowa, intelektualna, prowadząca do wzajemnego rozwoju.
Condon ma smykałkę do tworzenia tego rodzaju opowieści. Niestety zabiera się za nie bardzo rzadko, woląc jakieś komercyjne badziewia. "Mr. Holmes" to kino mądre, wzruszające, doskonale łączące gorycz rozpadu z nadzieją w trwaniu idei za sprawą przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom. Co prawda w porównaniu z "Bogami..." tym razem zabrakło emocjonalnej siły rażenia. Wątek japoński został potraktowany trochę po macoszemu, przez co sprawia wrażenie zbędnego (choć takim nie jest).
Nie zmienia to jednak faktu, że "Mr. Holmes" to najlepsza rzecz Condona od dekady.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz