L'avenir (2016)
Właściwie nie wiem, jak mam oceniać nowy film autorki "Edenu". Bowiem "Co przynosi przyszłość" jest w gruncie rzeczy opowieścią o niczym. Reżyserka po prostu przygląda się z boku egzystencji dojrzałej kobiety. Widzimy, jak radzi sobie z życiem zawodowym, jak musi konfrontować się z tym, że z radykalnej nastolatki stała się mieszczańską, stateczną kobietą. Widzimy jej relacje z dziećmi, uczniami, mężem, który ją porzuca, wydawcą, który chce literaturę filozoficzną uczynić "bardziej sexy".
I na tym koniec. "Co przynosi przyszłość" jest strumykiem życia szumiącym sobie spokojnie wśród porośniętych trawą wzgórz Rzeczywistości, któremu reżyserka się po prostu przygląda. Mia Hansen-Løve próbuje sprawić, by widz zachwycił się tym, co ogląda tak samo, jakby zachwycał się widokiem górskiego pejzażu, jako rzeczą, którą po prostu się chłonie. Nie narzuca interpretacji, nie wyciąga wniosków, nie ma w tym analitycznego chłodu. A przynajmniej chce takie sprawić wrażenie. Bo przecież już sama decyzja o tym, co nam pokazuje (czyje myśli, jakie hasła przemykają na drugim planie) ma znaczenie i wpływa na odbiór całości, na interpretację. Jednak pierwsze wrażenie jest kojące. Ta pozorna narracja o niczym płynie sobie wartko i oglądało mi się ją z przyjemnością. Kiedy jednak wyszedłem z kina i zacząłem się filmowi przyglądać z dystansem, jego czar szybko zaczął blaknąć. A zachowanie reżyserki coraz bardziej zaczęło mi się wydawać fałszywe. Nie kupuję tego pejzażu kobiecego życia. Nie potrafiłem zgodzić się na refleksje, jakie reżyserka chciała wzbudzić. Ten film wyparuje z mojej pamięci naprawdę bardzo szybko.
Ocena: 6
I na tym koniec. "Co przynosi przyszłość" jest strumykiem życia szumiącym sobie spokojnie wśród porośniętych trawą wzgórz Rzeczywistości, któremu reżyserka się po prostu przygląda. Mia Hansen-Løve próbuje sprawić, by widz zachwycił się tym, co ogląda tak samo, jakby zachwycał się widokiem górskiego pejzażu, jako rzeczą, którą po prostu się chłonie. Nie narzuca interpretacji, nie wyciąga wniosków, nie ma w tym analitycznego chłodu. A przynajmniej chce takie sprawić wrażenie. Bo przecież już sama decyzja o tym, co nam pokazuje (czyje myśli, jakie hasła przemykają na drugim planie) ma znaczenie i wpływa na odbiór całości, na interpretację. Jednak pierwsze wrażenie jest kojące. Ta pozorna narracja o niczym płynie sobie wartko i oglądało mi się ją z przyjemnością. Kiedy jednak wyszedłem z kina i zacząłem się filmowi przyglądać z dystansem, jego czar szybko zaczął blaknąć. A zachowanie reżyserki coraz bardziej zaczęło mi się wydawać fałszywe. Nie kupuję tego pejzażu kobiecego życia. Nie potrafiłem zgodzić się na refleksje, jakie reżyserka chciała wzbudzić. Ten film wyparuje z mojej pamięci naprawdę bardzo szybko.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz