(2016) מעבר להרים ולגבעות

Eran Kolirin powraca do kin z chyba najbardziej przewrotnym filmem w swojej karierze. "Za górami, za wzgórzami" pełne jest paradoksów, zarówno jeśli chodzi o treść jak i formę. To dzieło gorzkie i słodkie zarazem, zabawne i przejmująco smutne, które można traktować jako popcornowi rozrywkę albo jako wnikliwe studium człowieczeństwa.



Film ma formę baśni muzycznej. Kolirin wielokrotnie podkreśla sztuczność poprzez hiperinscenizacyjności poszczególnych scen. Widać to już na otwarcie filmu, kiedy David Greenbaum żegnany jest przez swoich podwładnych i znajomych z wojska. Jeszcze wyraźnie widać to w scenie testowego alarmu, kiedy to nauczycielki kierują uczniów do wyjść ewakuacyjnych, jakby były tancerkami baletowymi. Tak reżyser tworzy klimat sielanki, którą umiejscawia w nie zawsze przyjemnej rzeczywistości. Buduje iluzję poprzez którą kusi widzów, by się śmiali, by czuli się swobodnie.

A przede wszystkim, by nie zauważyli, że tak naprawdę na ekranie nie mamy do czynienia z przyjemnym snem, a z koszmarem. Kolirin jest bezwzględny dla swoich bohaterów. Każe im śnić, marzyć o lepszym jutrze, a nawet sięgać po marzenia. Kiedy zaś to zrobią, obraca to przeciwko nim i demaskuje ich obłudę i słabości. Członkowie rodziny Greenbaumów, jak i większość osób, które spotkają, na pozór wydają się być dobrymi ludźmi. W rzeczywistości zaś każdy z nich ma na sumieniu grzechy przeciwko wszystkim (albo prawie wszystkim) przykazaniom mojżeszowym. Są mordercami, cudzołożnikami, kłamcami i rasistami. Te drobne chwile, kiedy pozornie uwalniają się od swoich ograniczeń, okazują się najgorszymi momentami w ich życiu. Ponieważ natury zmienić się nie da, co czyni z nich i sprawców i ofiary jednocześnie.

"Za górami, za wzgórzami" to kino fatalistyczne, ale podane z humorem, więc choć morał ma smutny, to przynajmniej opowiedziany jest tak, że można się parę razy uśmiechnąć.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)