Juste la fin du monde (2016)
Czyżby Xavier Dolan już się skończył? Byłoby to smutne, bo przecież Kanadyjczyk nie ma jeszcze trzydziestki na karku. Ale oglądając "To tylko koniec świata" trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że jako reżyser nie ma już nic nowego do pokazania, że ten film to festiwal manieryzmów, składanka w stylu "The Best Of...".
W przypadku wielu twórców coś takiego strasznie by mnie irytowało. Ale w przypadku Dolana tak nie jest. Chyba dlatego, że choć jako reżyser się powtarza, to ja po prostu lubię jego stylistykę i wciąż nie mam jej dosyć. Dlatego też zachwycałem się zdjęciami, montażem, współgraniem obrazów i muzyki. Dolan kupił mnie już pierwszymi scenami, kiedy miesza sekwencję podróży taksówką głównego bohatera z przygotowaniami kulinarnymi jego rodziny. Potem w wielu miejscach jest jeszcze lepiej. Nie mogę wyjść z zachwytu nad tym, jak wykorzystuje zbliżenia, światło i cień.
Ale czasami Dolanowi zdarzały się potknięcia. Jak choćby w pierwszej scenie wymiany spojrzeń między Louisem a Catherine. W tej scenie wystarczyłyby pojedyncze skrzypce, ale Kanadyjczyk wrzuca całą orkiestrę, co wydaje się grubą przesadą. Nie zawsze też udało mu się uwolnić od teatralnych ograniczeń związanych ze scenicznym rodowodem materiału wyjściowego. Niektóre monologi (na przykład matki o niedzielnych wycieczkach) wypadają sztucznie na tle reszty, która jest zbudowana na intymności i ulotności. Ale inne monologi udało mu się wybronić (rozmowa matki z synem, rozmowa Louisa z Antoine'em w samochodzie).
Spodobał mi się też sposób pokazania głównego bohatera. Z jednej strony łatwo przychodzi zaakceptować jego wybory. W końcu to jego życie i ma prawo walczyć o kontrolę nad nim. Ale jest też w nim coś egotystycznego. Świadomie lub nie gwiazdorzy, sam chce być wolny, ale osiąga to poprzez manipulację (lub próbę manipulacji, jak w przypadku Antoine'a), wymuszanie na innych, czego sam u siebie nie akceptuje – podporządkowania się jego scenariuszowi.
"To już koniec świata" jest też popisem aktorskim. Mnie najbardziej przypadł do gustu Gaspard Ulliel. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek zrobił na mnie równie wielkie wrażenie. Spodobał mi się też Vincent Cassel w dwóch fantastycznych scenach (w samochodzie i na koniec). Ależ był w nich dobry! Piekielnie dobry.
Jak długo nie znudzi mi się maniera Dolana, tak długo może się dla mnie powtarzać. Jeśli efekt będzie taki, jak w przypadku "To już koniec świata", nie będę narzekać.
Ocena: 8
W przypadku wielu twórców coś takiego strasznie by mnie irytowało. Ale w przypadku Dolana tak nie jest. Chyba dlatego, że choć jako reżyser się powtarza, to ja po prostu lubię jego stylistykę i wciąż nie mam jej dosyć. Dlatego też zachwycałem się zdjęciami, montażem, współgraniem obrazów i muzyki. Dolan kupił mnie już pierwszymi scenami, kiedy miesza sekwencję podróży taksówką głównego bohatera z przygotowaniami kulinarnymi jego rodziny. Potem w wielu miejscach jest jeszcze lepiej. Nie mogę wyjść z zachwytu nad tym, jak wykorzystuje zbliżenia, światło i cień.
Ale czasami Dolanowi zdarzały się potknięcia. Jak choćby w pierwszej scenie wymiany spojrzeń między Louisem a Catherine. W tej scenie wystarczyłyby pojedyncze skrzypce, ale Kanadyjczyk wrzuca całą orkiestrę, co wydaje się grubą przesadą. Nie zawsze też udało mu się uwolnić od teatralnych ograniczeń związanych ze scenicznym rodowodem materiału wyjściowego. Niektóre monologi (na przykład matki o niedzielnych wycieczkach) wypadają sztucznie na tle reszty, która jest zbudowana na intymności i ulotności. Ale inne monologi udało mu się wybronić (rozmowa matki z synem, rozmowa Louisa z Antoine'em w samochodzie).
Spodobał mi się też sposób pokazania głównego bohatera. Z jednej strony łatwo przychodzi zaakceptować jego wybory. W końcu to jego życie i ma prawo walczyć o kontrolę nad nim. Ale jest też w nim coś egotystycznego. Świadomie lub nie gwiazdorzy, sam chce być wolny, ale osiąga to poprzez manipulację (lub próbę manipulacji, jak w przypadku Antoine'a), wymuszanie na innych, czego sam u siebie nie akceptuje – podporządkowania się jego scenariuszowi.
"To już koniec świata" jest też popisem aktorskim. Mnie najbardziej przypadł do gustu Gaspard Ulliel. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek zrobił na mnie równie wielkie wrażenie. Spodobał mi się też Vincent Cassel w dwóch fantastycznych scenach (w samochodzie i na koniec). Ależ był w nich dobry! Piekielnie dobry.
Jak długo nie znudzi mi się maniera Dolana, tak długo może się dla mnie powtarzać. Jeśli efekt będzie taki, jak w przypadku "To już koniec świata", nie będę narzekać.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz