Trolls (2016)
Strażnicy Moralności! Oto nadchodzi Wasz czas! Wróg właśnie zaatakował i znów spróbuje zatruć umysły deprawującą ideologią genderową. I jest aż tak bezczelny, że w ogóle się z tym nie kryje. W przeciwieństwie do większości animacji, w "Trollach" zastosowano tak przejrzystą symbolikę, że aż natrętnie łopatologiczną. To dobrze dla Was, Strażnicy Moralności, ponieważ w ten sposób twórcy wykonali za Was robotę i nie musicie się usilnie zagłębiać w treść, by znaleźć wywrotowe myśli.
Pod względem ideologicznym "Trolle" są tak oczywiste, jak to tylko możliwe. Tytułowi bohaterowie są kolorowi jak tęcza (afera z instalacją na Placu Zbawiciela w Warszawie mówi wszystko o rozumieniu tego symbolu), kochają tańce (na ścieżce dźwiękowej, choć nie na wydany soundtracku, znalazł się nawet hit Bronski Beat) i mają obsesję na punkcie szczęścia i radości (chyba nie muszę przypominać, jaką definicję miało słowo "gay" zanim stało się synonimem jednej z orientacji seksualnych). To, co sobą reprezentują jest dobrem ogólnoświatowym. Dzieląc się nim z innymi zarażają ich swoim spojrzeniem na świat, przemodelowują na własne podobieństwo i jak przekonuje film, jest to dobre i pożądane.
"Trolle" to również zmasowany atak na farmakologicznie indukowane szczęście. Twórcy nie zostawiają suche nitce na przemyśle, który bombarduje nas dzień po dniu reklamami kolejnych pigułek, dzięki którym będziemy spokojni, zrelaksowani, szczęśliwi. Film przekonuje, że zamiast substytutu radości należy sięgać po naturalne sposoby.
Ale "Trolle" nauczą też dzieci podstaw psychologicznego survivalu. W filmie aż roi się od przykładów praktycznego zastosowania sarkazmu, szantażu emocjonalnego, biernej agresji i wypowiedzi podwójnie związanych (gdzie znaczenie werbalne i niewerbalne rozbiega się). Pod tym względem film jest całkiem udany, ponieważ to właśnie on stanowi podstawowe źródło komizmu (choć raczej dla starszych widzów, którzy będą w stanie zidentyfikować mechanizmy, z jakich korzystają bohaterowie, by osiągnąć to, co chcą lub wyrazić swoją szczerą opinię nie będą w pełni szczerym).
Sama fabuła "Trolli" jest jednak mało interesująca. Pod tym względem jest to kompletne przeciwieństwo bohaterów – rzecz bezbarwna i ulatniająca się z pamięci już w trakcie jej opowiadania. Ale to, co traci na samej historii, film odzyskuje oprawą muzyczną. Pod tym względem jest to przednia zabawa, postmodernistyczne żonglowanie popkulturowymi muzycznymi ikonami. Justin Timberlake, który odpowiadał za muzykę, spisał się doskonale. I to właśnie za sprawą piosenek animacja ma szansę zagościć w pamięci widzów na dłużej.
Ocena: 6
Pod względem ideologicznym "Trolle" są tak oczywiste, jak to tylko możliwe. Tytułowi bohaterowie są kolorowi jak tęcza (afera z instalacją na Placu Zbawiciela w Warszawie mówi wszystko o rozumieniu tego symbolu), kochają tańce (na ścieżce dźwiękowej, choć nie na wydany soundtracku, znalazł się nawet hit Bronski Beat) i mają obsesję na punkcie szczęścia i radości (chyba nie muszę przypominać, jaką definicję miało słowo "gay" zanim stało się synonimem jednej z orientacji seksualnych). To, co sobą reprezentują jest dobrem ogólnoświatowym. Dzieląc się nim z innymi zarażają ich swoim spojrzeniem na świat, przemodelowują na własne podobieństwo i jak przekonuje film, jest to dobre i pożądane.
"Trolle" to również zmasowany atak na farmakologicznie indukowane szczęście. Twórcy nie zostawiają suche nitce na przemyśle, który bombarduje nas dzień po dniu reklamami kolejnych pigułek, dzięki którym będziemy spokojni, zrelaksowani, szczęśliwi. Film przekonuje, że zamiast substytutu radości należy sięgać po naturalne sposoby.
Ale "Trolle" nauczą też dzieci podstaw psychologicznego survivalu. W filmie aż roi się od przykładów praktycznego zastosowania sarkazmu, szantażu emocjonalnego, biernej agresji i wypowiedzi podwójnie związanych (gdzie znaczenie werbalne i niewerbalne rozbiega się). Pod tym względem film jest całkiem udany, ponieważ to właśnie on stanowi podstawowe źródło komizmu (choć raczej dla starszych widzów, którzy będą w stanie zidentyfikować mechanizmy, z jakich korzystają bohaterowie, by osiągnąć to, co chcą lub wyrazić swoją szczerą opinię nie będą w pełni szczerym).
Sama fabuła "Trolli" jest jednak mało interesująca. Pod tym względem jest to kompletne przeciwieństwo bohaterów – rzecz bezbarwna i ulatniająca się z pamięci już w trakcie jej opowiadania. Ale to, co traci na samej historii, film odzyskuje oprawą muzyczną. Pod tym względem jest to przednia zabawa, postmodernistyczne żonglowanie popkulturowymi muzycznymi ikonami. Justin Timberlake, który odpowiadał za muzykę, spisał się doskonale. I to właśnie za sprawą piosenek animacja ma szansę zagościć w pamięci widzów na dłużej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz