Pawn Sacrifice (2014)
11 listopada odbędzie się pierwszy mecz szachowych mistrzostw świata, w których pretendentem do tytułu jest Siergiej Kariakin, mogący poszczycić się już tym, że jest najmłodszym arcymistrzem w historii. To dobry moment, by sięgnąć po historię mistrzostw świata sprzed lat, kiedy to pretendentem do tytułu był ówcześnie najmłodszy arcymistrz w historii, Bobby Fisher. Niestety temat został kompletnie zmasakrowany przez jednego z konsekwentnie najbardziej nieudolnych hollywoodzkich reżyserów – Edwarda Zwicka. Nie rozumiem, jakim cudem jest on wciąż zatrudniany do priorytetowych projektów.
"Pionek" mógł funkcjonować na trzech różnych poziomach. Mogła to być opowieść o szachach, co kinu by się przydało. Szachy to fantastyczna gra strategiczna, pełna niuansów, sztuczek, forteli, wymagająca sprytu, inteligencji i cierpliwości. Cechy te są pożądane w każdym filmowym dziele, ale mimo to szachy na dużym ekranie rzadko kiedy grają pierwsze skrzypce. Mogła to też być biografia genialnego szaleńca. Jako taka byłaby to więc historia próbująca przeniknąć tajemnice ludzkiego umysłu. Ten temat często bywa poruszany przez kino. I czasami wychodzą z tego naprawdę niezwykle interesujące rzeczy. Wreszcie mógł to być wyśmienity thriller polityczny, w którym szachiści stają się marionetkami w rękach polityków, szpiegów, dyplomatów. Kiedy nie ma się pomysłu, jak pokazać szachy na ekranie, wtedy to właśnie fortel w postaci innego rozłożenia akcentów jest jedynym wyjściem
Tymczasem Zwick położył wszystkie trzy wątki robiąc film zwyczajnie nudny. Zawartość szachów w tym filmie jest wyjątkowo skromna. Mam wrażenie, że reżyser nie bardzo orientuje się nawet w podstawach szachów i nie potrafi odróżnić gambitu hetmańskiego od gambitu królewskiego. Dlatego też same szachy pojawiają się na ekranie bardzo rzadko, już częściej mamy sceny ludzi oglądających mecze szachowa niż zbliżenia na szachownice i pionki. Zwick nie znalazł sposobu na zbudowanie klimatu, na pokazaniu, na czym tak naprawdę polega szachowy pojedynek, co maskuje gadaniną i nic nieznaczącymi (dla filmu) słownie rozgrywanymi partiami.
Zwick nie potrafi też zbudować intrygującego portretu psychologicznego samego Fishera. On nawet nie ślizga się po powierzchni tematu, a po prostu omija go szerokim łukiem. Kiedy nie może już ignorować problemu, sięga po wyświechtane frazesy, anegdotki o szaleńcach i geniuszach lub po prostu zmusza grającego główną rolę Tobeya Maguire'a do trzymania tępego wyrazu twarzy, co ma symbolizować jego paranoję.
Ale o tym, jak słabym reżyserem jest Zwick, najlepiej świadczy fakt, że nie zdołał "Pionka" uczynić ciekawym thrillerem politycznym, choć miał wszystkie atuty w ręku. Inwigilacja zostaje tutaj sprowadzona do dekoracji lub elementu wzmacniającego obsesje i paranoje Fishera. Zimnowojenna retoryka zaś sprowadzona zostaje do kilku nudnych wymian zdań. Zwick nie ma nawet na tyle przyzwoitości, by spróbować, choćby tylko spróbować, stworzyć jakąś ciekawą interakcję wrogich obozów.
"Pionek" jest więc filmem pustym, głupim i nudnym. Od czasu do czasu, jak ślepej kurze ziarno, trafi się scena ciekawa. Są to jednak wyjątki, które tylko potwierdzają niekompetencję wszystkich zaangażowanych w ten projekt osób.
Ocena: 3
"Pionek" mógł funkcjonować na trzech różnych poziomach. Mogła to być opowieść o szachach, co kinu by się przydało. Szachy to fantastyczna gra strategiczna, pełna niuansów, sztuczek, forteli, wymagająca sprytu, inteligencji i cierpliwości. Cechy te są pożądane w każdym filmowym dziele, ale mimo to szachy na dużym ekranie rzadko kiedy grają pierwsze skrzypce. Mogła to też być biografia genialnego szaleńca. Jako taka byłaby to więc historia próbująca przeniknąć tajemnice ludzkiego umysłu. Ten temat często bywa poruszany przez kino. I czasami wychodzą z tego naprawdę niezwykle interesujące rzeczy. Wreszcie mógł to być wyśmienity thriller polityczny, w którym szachiści stają się marionetkami w rękach polityków, szpiegów, dyplomatów. Kiedy nie ma się pomysłu, jak pokazać szachy na ekranie, wtedy to właśnie fortel w postaci innego rozłożenia akcentów jest jedynym wyjściem
Tymczasem Zwick położył wszystkie trzy wątki robiąc film zwyczajnie nudny. Zawartość szachów w tym filmie jest wyjątkowo skromna. Mam wrażenie, że reżyser nie bardzo orientuje się nawet w podstawach szachów i nie potrafi odróżnić gambitu hetmańskiego od gambitu królewskiego. Dlatego też same szachy pojawiają się na ekranie bardzo rzadko, już częściej mamy sceny ludzi oglądających mecze szachowa niż zbliżenia na szachownice i pionki. Zwick nie znalazł sposobu na zbudowanie klimatu, na pokazaniu, na czym tak naprawdę polega szachowy pojedynek, co maskuje gadaniną i nic nieznaczącymi (dla filmu) słownie rozgrywanymi partiami.
Zwick nie potrafi też zbudować intrygującego portretu psychologicznego samego Fishera. On nawet nie ślizga się po powierzchni tematu, a po prostu omija go szerokim łukiem. Kiedy nie może już ignorować problemu, sięga po wyświechtane frazesy, anegdotki o szaleńcach i geniuszach lub po prostu zmusza grającego główną rolę Tobeya Maguire'a do trzymania tępego wyrazu twarzy, co ma symbolizować jego paranoję.
Ale o tym, jak słabym reżyserem jest Zwick, najlepiej świadczy fakt, że nie zdołał "Pionka" uczynić ciekawym thrillerem politycznym, choć miał wszystkie atuty w ręku. Inwigilacja zostaje tutaj sprowadzona do dekoracji lub elementu wzmacniającego obsesje i paranoje Fishera. Zimnowojenna retoryka zaś sprowadzona zostaje do kilku nudnych wymian zdań. Zwick nie ma nawet na tyle przyzwoitości, by spróbować, choćby tylko spróbować, stworzyć jakąś ciekawą interakcję wrogich obozów.
"Pionek" jest więc filmem pustym, głupim i nudnym. Od czasu do czasu, jak ślepej kurze ziarno, trafi się scena ciekawa. Są to jednak wyjątki, które tylko potwierdzają niekompetencję wszystkich zaangażowanych w ten projekt osób.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz