Resident Evil: The Final Chapter (2016)
Paul W.S. Anderson w swoim żywiole. "Resident Evil" nie ma żadnej wartości. Głupota została tutaj wyniesiona do rangi cnoty. Nikt już nawet nie udaje, że fabuła ma ręce i nogi. Bohaterowie są przerysowani, a spiętrzenie niezwykłych zbiegów okoliczności i zwrotów akcji wyczuwanych nosem na kilometr ma rozmiary katastrofy naturalnej. Ale to właśnie jest urokiem serii.
"Ostatni rozdział" to rozrywka pusta i właśnie dlatego przyjemna. Anderson stawia na efekciarstwo, które tutaj jest ze wszech miar pożądane. Dzięki temu sceny walk Alice z kolejnymi przeciwnikami oglądałem z przyjemnością. Tę głupotę pożera się z rozkoszą żarłoka świadomego, że są to puste kalorie. I kiedy wyłączy się myślenie, da się porwać prądowi akcji typu "zabili go i uciekł", nie jest to seans zmarnowany. O dziwo znalazło się tu kilka zabawnych one-linerów, a im bliżej końca, tym całość robi się dynamiczna w ciekawy sposób. Finał całkowicie mnie satysfakcjonował.
Ocena: 6
"Ostatni rozdział" to rozrywka pusta i właśnie dlatego przyjemna. Anderson stawia na efekciarstwo, które tutaj jest ze wszech miar pożądane. Dzięki temu sceny walk Alice z kolejnymi przeciwnikami oglądałem z przyjemnością. Tę głupotę pożera się z rozkoszą żarłoka świadomego, że są to puste kalorie. I kiedy wyłączy się myślenie, da się porwać prądowi akcji typu "zabili go i uciekł", nie jest to seans zmarnowany. O dziwo znalazło się tu kilka zabawnych one-linerów, a im bliżej końca, tym całość robi się dynamiczna w ciekawy sposób. Finał całkowicie mnie satysfakcjonował.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz