Rester vertical (2016)
Alain Guiraudie kontynuuje kontemplowanie smutnego stanu ludzkości. O ile jednak w "Nieznajomym nad jeziorem" mogliśmy łudzić się, że pusta egzystencja i desperacka próba zapomnienia o tym poprzez kontakt fizyczny z inną, pędzącą równie pustą egzystencję jednostką jest stanem przejściowym, ograniczonym do jednego miejsca, o tyle "W pionie" nie pozostawia nam już nawet tej odrobiny pociechy.
Młodzieniec, mężczyzna dorosły, mężczyzna dojrzały, starzec – różni ich wiek, zainteresowania, życiowe doświadczenia. Wszystko to jest jednak tylko warstwą patyny, pod którą kryje się wspólny trzon egzystencjalny. A raczej jego brak. Cała czwórka bowiem miota się bez celu. W najlepszym razie wykonują bezsensowną robotę, dzięki czemu mogą jakoś funkcjonować. W najgorszym wałęsają się bez składu i ładu, tracą po drodze wszystko, jeśli nie zmądrzeją i nie pójdą na kompromis. Nie bardzo mają też o czym marzyć. Ich marzenia są bowiem równie bezkształtne jak cała reszta: gdzieś się dostać, coś robić (tylko gdzie? co?). W takich okolicznościach zostaje im jedynie szukanie towarzystwa, w jakiekolwiek postaci, nawet jeśli związane jest z pogardą, wyzyskiem, świadomością, że drugiej osobie tak naprawdę nie zależy, jest po prostu równie życiowo zaszczuta. Bo życie ma tu postać watahy wilków, która krąży czekając tylko, aż człowiek upadnie, okaże słabość, by skoczyć mu do gardła.
Choć to mężczyźni liczą się w tym filmie najbardziej, to jednak tym razem Guiraudie zwraca uwagę również na kobiety. I pokazuje, że ich los jest równie ponury. Różnica polega jedynie na tym, że one podchodzą do tego z większym pragmatyzmem. Sądząc po tym, z jaką dokładnością Guiraudie pokazuje poród, to właśnie to doświadczenie jest dla niego źródłem praktycznej egzystencji kobiet. Sprowadza ono kobiety na ziemię, zakorzenia, podczas gdy mężczyźni miotają się pozbawieni perspektywy.
"W pionie" to film pod wieloma względami interesujący. Podoba mi się konstrukcja głównego bohatera, ten jego zaskakujący magnetyzm seksualny, który sprawia, że wszyscy wokół lgną do niego (no prawie wszyscy). Podoba mi się to, jak przedstawiona zostaje egzystencja mężczyzn pozbawionych obecności kobiet (do której byli przyzwyczajeni). Jednak całość nie robi na mnie wrażenia równie dużego, co poprzedni film Guiraudiego. Brakuje w tej opowieści rytmu, a stosowane metafory są jak na mój gust trochę zbyt toporne.
Ocena: 6
Młodzieniec, mężczyzna dorosły, mężczyzna dojrzały, starzec – różni ich wiek, zainteresowania, życiowe doświadczenia. Wszystko to jest jednak tylko warstwą patyny, pod którą kryje się wspólny trzon egzystencjalny. A raczej jego brak. Cała czwórka bowiem miota się bez celu. W najlepszym razie wykonują bezsensowną robotę, dzięki czemu mogą jakoś funkcjonować. W najgorszym wałęsają się bez składu i ładu, tracą po drodze wszystko, jeśli nie zmądrzeją i nie pójdą na kompromis. Nie bardzo mają też o czym marzyć. Ich marzenia są bowiem równie bezkształtne jak cała reszta: gdzieś się dostać, coś robić (tylko gdzie? co?). W takich okolicznościach zostaje im jedynie szukanie towarzystwa, w jakiekolwiek postaci, nawet jeśli związane jest z pogardą, wyzyskiem, świadomością, że drugiej osobie tak naprawdę nie zależy, jest po prostu równie życiowo zaszczuta. Bo życie ma tu postać watahy wilków, która krąży czekając tylko, aż człowiek upadnie, okaże słabość, by skoczyć mu do gardła.
Choć to mężczyźni liczą się w tym filmie najbardziej, to jednak tym razem Guiraudie zwraca uwagę również na kobiety. I pokazuje, że ich los jest równie ponury. Różnica polega jedynie na tym, że one podchodzą do tego z większym pragmatyzmem. Sądząc po tym, z jaką dokładnością Guiraudie pokazuje poród, to właśnie to doświadczenie jest dla niego źródłem praktycznej egzystencji kobiet. Sprowadza ono kobiety na ziemię, zakorzenia, podczas gdy mężczyźni miotają się pozbawieni perspektywy.
"W pionie" to film pod wieloma względami interesujący. Podoba mi się konstrukcja głównego bohatera, ten jego zaskakujący magnetyzm seksualny, który sprawia, że wszyscy wokół lgną do niego (no prawie wszyscy). Podoba mi się to, jak przedstawiona zostaje egzystencja mężczyzn pozbawionych obecności kobiet (do której byli przyzwyczajeni). Jednak całość nie robi na mnie wrażenia równie dużego, co poprzedni film Guiraudiego. Brakuje w tej opowieści rytmu, a stosowane metafory są jak na mój gust trochę zbyt toporne.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz