SuperBob (2015)
To zdumiewające, ale "SuperBob" w całości opiera się na barkach jednego człowieka. Gdyby nie grający tytułowego bohatera Brett Goldstein, tego filmu w ogóle by nie było. To on łącząc wygląd i urok życiowego ciamajdy sprawia, że "SuperBoba" chce się oglądać. To on odpowiada za klimat, za pozytywne wibracje, jakich całość dostarcza.
I dobrze, bo cała reszta jest, delikatnie mówiąc nic nie warta. Och, twórcy starają się wprowadzić trochę absurdalnego humoru, ale kiepsko im to wychodzi. Z każdych pięciu prezentowanych gagów cztery nie były śmieszna. A pozostałe śmieszyły znów wyłącznie dlatego, że tytułowy Bob jest taki słodziutki jak szczeniaczek.
Ale sam Goldstein daleko filmu nie był w stanie zaprowadzić. Tym bardziej, że jego postać nie jest niczym nadzwyczajnym. Swego czasu Anglicy zrobili sitcom z bardzo podobnym bohaterem ("My Hero"). Różnica polega na tym, że tam tam był kosmita, a całość była naprawdę zabawna.
Ocena: 6
I dobrze, bo cała reszta jest, delikatnie mówiąc nic nie warta. Och, twórcy starają się wprowadzić trochę absurdalnego humoru, ale kiepsko im to wychodzi. Z każdych pięciu prezentowanych gagów cztery nie były śmieszna. A pozostałe śmieszyły znów wyłącznie dlatego, że tytułowy Bob jest taki słodziutki jak szczeniaczek.
Ale sam Goldstein daleko filmu nie był w stanie zaprowadzić. Tym bardziej, że jego postać nie jest niczym nadzwyczajnym. Swego czasu Anglicy zrobili sitcom z bardzo podobnym bohaterem ("My Hero"). Różnica polega na tym, że tam tam był kosmita, a całość była naprawdę zabawna.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz