Cake (2014)
Czas leczy rany... i w tym tkwi problem. Ból w niektórych sytuacjach jest jedyną rzeczą, jaka pozostała z miłości, dobra i piękna w życiu. Dlatego też kurczowo ludzie trzymają się go, nawet jeśli ceną za to jest nieustające, niemożliwe do wytrzymania cierpienie. Ale czas jest nieubłagany. I przeszłość powoli naprawdę staje się tylko wspomnieniem, coraz mniej rzeczywistym, coraz bardziej ulotnym. I to jest prawdziwy dramat. W tym momencie, kiedy zaczyna się przeczuwać utratę jedynego dowodu na to, że było się matką, dobrą matką, pojawia się przemożna potrzeba powstrzymania procesu za wszelką cenę. Nawet jeśli jest nią własne życie. Ratunkiem w takiej sytuacji jest śmierć, cudza śmierć - niespodziewana i absurdalna, która wykolei jednostkę. Próba powrotu na stare tory niezamierzenie daje okazję do spojrzenia na siebie z nowej perspektywy. I nagle okazuje się, że czas leczy rany... i w tym tkwi nadzieja.
"Cake" jest bardzo typowym przykładem gwiazdorskiego kina niezależnego. W tym przypadku chodzi o danie możliwości popisania się aktorskim talentem Jennifer Aniston, która w hollywoodzkich produkcjach na podobną szansę nie ma co liczyć. I oczywiście Aniston sprawuje się przyzwoicie i zupełnie nie dziwią mnie wszystkie te nominacje dla niej. Dziwi mnie za to fakt, że w obsadzie jest więcej rozpoznawalnych nazwisk. Wiele z nich pojawia się w jednej, dwóch scenach. Chciałbym wiedzieć, jakim cudem reżyserowi udało się skompletować aż taką obsadę. Oczywiście działa ona na niekorzyść filmu... przynajmniej w moich oczach. Po co zatrudniać świetnych aktorów, skoro potem nie mają co grać. Postaci Annette czy Bonnie naprawdę mógł zagrać ktokolwiek. Znane nazwiska rozbudzają tylko apetyt, który potem nie ma czym zaspokoić.
Ocena: 6
"Cake" jest bardzo typowym przykładem gwiazdorskiego kina niezależnego. W tym przypadku chodzi o danie możliwości popisania się aktorskim talentem Jennifer Aniston, która w hollywoodzkich produkcjach na podobną szansę nie ma co liczyć. I oczywiście Aniston sprawuje się przyzwoicie i zupełnie nie dziwią mnie wszystkie te nominacje dla niej. Dziwi mnie za to fakt, że w obsadzie jest więcej rozpoznawalnych nazwisk. Wiele z nich pojawia się w jednej, dwóch scenach. Chciałbym wiedzieć, jakim cudem reżyserowi udało się skompletować aż taką obsadę. Oczywiście działa ona na niekorzyść filmu... przynajmniej w moich oczach. Po co zatrudniać świetnych aktorów, skoro potem nie mają co grać. Postaci Annette czy Bonnie naprawdę mógł zagrać ktokolwiek. Znane nazwiska rozbudzają tylko apetyt, który potem nie ma czym zaspokoić.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz