Little Men (2016)
"Mali mężczyźni" to typowy przykład twórczości Iry Sachsa. To kino proste, ale mające w sobie urok. Niewiele w gruncie rzeczy mówiące, a jednak potrafiące odsłonić kilka niebanalnych prawd o relacjach międzyludzkich.
Tym razem opowiada o młodzieńczej przyjaźni, o dorastaniu i o relacja z niedoskonałymi rodzicami. Sachs prostymi filmowymi zabiegami tworzy zgrabne i wielowymiarowe więzi między bohaterami. Spodobał mi się przede wszystkim sposób, w jaki pokazuje nastoletnich synów dwóch zwaśnionych rodzin. Nic wyrafinowanego, a jednak na mnie działa.
Trochę gorzej wypadają dorośli. Szczególnie relacja Brian-Leonor powinna była zyskać ciekawsze potraktowanie. Niejednoznaczność racji obu tych postaci nie została w pełni wykorzystana. Motywacja Leonor, jej charakter są niedookreślone, przez co wydaje się po prostu niedopracowana, jakby tworzona była na potrzeby każdej sceny od nowa. Jeszcze gorzej jest ze scenami w szkole Jake'a, które wydają się istnieć tylko po to, żeby film stał się pełnym metrażem (po co jest scena z wierszem miłosnym i zadaną pracą, skoro nic z niej nie wynika?).
Film zdecydowanie najlepszy jest w tych partiach, w których na ekranie nie ma dorosłych (scena, kiedy Eva daje kosza Tony'emu - pierwsza klasa). Fajnie też było posłuchać Molinę mówiącego po hiszpańsku (co rzadko mu się zdarza).
Ocena: 6
Tym razem opowiada o młodzieńczej przyjaźni, o dorastaniu i o relacja z niedoskonałymi rodzicami. Sachs prostymi filmowymi zabiegami tworzy zgrabne i wielowymiarowe więzi między bohaterami. Spodobał mi się przede wszystkim sposób, w jaki pokazuje nastoletnich synów dwóch zwaśnionych rodzin. Nic wyrafinowanego, a jednak na mnie działa.
Trochę gorzej wypadają dorośli. Szczególnie relacja Brian-Leonor powinna była zyskać ciekawsze potraktowanie. Niejednoznaczność racji obu tych postaci nie została w pełni wykorzystana. Motywacja Leonor, jej charakter są niedookreślone, przez co wydaje się po prostu niedopracowana, jakby tworzona była na potrzeby każdej sceny od nowa. Jeszcze gorzej jest ze scenami w szkole Jake'a, które wydają się istnieć tylko po to, żeby film stał się pełnym metrażem (po co jest scena z wierszem miłosnym i zadaną pracą, skoro nic z niej nie wynika?).
Film zdecydowanie najlepszy jest w tych partiach, w których na ekranie nie ma dorosłych (scena, kiedy Eva daje kosza Tony'emu - pierwsza klasa). Fajnie też było posłuchać Molinę mówiącego po hiszpańsku (co rzadko mu się zdarza).
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz