Alibi.com (2017)
Philippe Lacheau powoli wyrasta na króla francuskiej komedii. Po drobnej wpadce, jaką był drugi "Babysitting", wrócił na właściwe tory i nakręcił naprawdę zabawny film. A przecież w tym roku do kin weszła też "Miłość aż po ślub", w której także maczał palce będąc jednym ze scenarzystów (i pojawiając się w epizodzie).
"Alibi.com" to opowieść o tym, co się dzieje, kiedy ludzie starają się podkolorować lub zafałszować prawdę. Świat dąży do równowagi, więc każde kłamstwo wywołuje reakcję. U Lacheau najczęściej reakcją są wypadki (głównie z udziałem zwierząt lub dzieci) lub sploty okoliczności, które niezwykle utrudniają trwanie w kłamstwie. Zanim jednak prawda wyjdzie na jaw, musi nastąpić cała seria dziwacznych zdarzeń, które dla ich uczestników są bolesne i frustrujące, ale dla patrzących z boku są powodem do nieustającego śmiechu.
Lacheau wie, jak doprowadzić widzów nie tylko do uśmiechu ale do wybuchania gromkimi salwami śmiechu. Czy są to dziwaczne przypadku psa Lutka, ataki agresywnego kota, teledysk niedoszłej gwiazdki sceny muzycznej czy rozwścieczeni kradzieżą zebry Cyganie, dla Lacheau wszystko jest pretekstem do żartu. Do tego wszystkiego fantastycznie bawi się popkulturowymi ikonami. W "Alibi.com" mamy nawiązania do filmów z Van Damme'em, "Gwiezdnych wojen", "Mad Maxa" i wielu innych rzeczy, które czytelne będą wyłącznie dla Francuzów, jak na przykład to:
Jednak od czasu do czasu pojawiają się niebezpieczne oznaki ograniczonej wyobraźni Lacheau. Jest w "Alibi.com" kilka scen, które reżyser wykorzystał już w obu częściach "Babysitting", jak choćby pomysł na szalone ucieczki przed rozwścieczonym tłumem lub imprezki, na których bohaterom urywa się film. A może przesadzam. Może Lacheau wykorzystuje je nie dlatego, że innych pomysłów nie ma, ale dlatego, że chce z tych scen zrobić swój znak rozpoznawczy.
"Alibi.com" to również świetnie dobrana obsada. Lacheau wie, jak pokazać siebie z najlepszej strony. Ale też potrafi dzielić się czasem ekranowym. Stąd doskonale wspominać będę występy Élodie Fontan, Tareka Boudaliego, Didier Bourdona i Nathalie Baye.
Ocena: 7
"Alibi.com" to opowieść o tym, co się dzieje, kiedy ludzie starają się podkolorować lub zafałszować prawdę. Świat dąży do równowagi, więc każde kłamstwo wywołuje reakcję. U Lacheau najczęściej reakcją są wypadki (głównie z udziałem zwierząt lub dzieci) lub sploty okoliczności, które niezwykle utrudniają trwanie w kłamstwie. Zanim jednak prawda wyjdzie na jaw, musi nastąpić cała seria dziwacznych zdarzeń, które dla ich uczestników są bolesne i frustrujące, ale dla patrzących z boku są powodem do nieustającego śmiechu.
Lacheau wie, jak doprowadzić widzów nie tylko do uśmiechu ale do wybuchania gromkimi salwami śmiechu. Czy są to dziwaczne przypadku psa Lutka, ataki agresywnego kota, teledysk niedoszłej gwiazdki sceny muzycznej czy rozwścieczeni kradzieżą zebry Cyganie, dla Lacheau wszystko jest pretekstem do żartu. Do tego wszystkiego fantastycznie bawi się popkulturowymi ikonami. W "Alibi.com" mamy nawiązania do filmów z Van Damme'em, "Gwiezdnych wojen", "Mad Maxa" i wielu innych rzeczy, które czytelne będą wyłącznie dla Francuzów, jak na przykład to:
Jednak od czasu do czasu pojawiają się niebezpieczne oznaki ograniczonej wyobraźni Lacheau. Jest w "Alibi.com" kilka scen, które reżyser wykorzystał już w obu częściach "Babysitting", jak choćby pomysł na szalone ucieczki przed rozwścieczonym tłumem lub imprezki, na których bohaterom urywa się film. A może przesadzam. Może Lacheau wykorzystuje je nie dlatego, że innych pomysłów nie ma, ale dlatego, że chce z tych scen zrobić swój znak rozpoznawczy.
"Alibi.com" to również świetnie dobrana obsada. Lacheau wie, jak pokazać siebie z najlepszej strony. Ale też potrafi dzielić się czasem ekranowym. Stąd doskonale wspominać będę występy Élodie Fontan, Tareka Boudaliego, Didier Bourdona i Nathalie Baye.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz