Cesar Chavez (2014)
Diego Luna nie specjalnie się wysilił reżyserując "Cesara Chaveza". Opowieść o bojowniku o prawa meksykańskich robotników rolnych przybiera w rękach Luny kształt standardowej hagiografii dowolnego lidera jakiegokolwiek ruchu społecznego. Reżyser po prostu wylicza standardowe punktu biografii od skromnych początków, przez pierwsze sukcesy i porażki, przez koszty w życiu prywatnym, po triumf. Scenariusz jest tak bezbarwny, że nawet wyjątkowe wydarzenia z życiorysu Chaveza nie są w stanie całości ożywić. To zaś sprawia, że film nie jest w stanie czymkolwiek zainteresować.
A szkoda, bo jest tu sporo rzeczy, którym warto było się lepiej przyjrzeć. Luna nie potrafi powiedzieć, dlaczego ruch Chaveza zyskał popularność tak dużą, że był w stanie skutecznie zorganizować bojkot winogron nie tylko w Stanach Zjednoczonych ale i w Europie. A przecież jest to wydarzenie naprawdę niewiarygodne. Reżyser nie jest też w stanie powiązać jego działalności z ogólnoświatowym trendem przełomu lat 60. i 70., kiedy świadomość społecznej niesprawiedliwości uzyskała apogeum. Szkoda też, że Luna nie pokusił się, by pokazać, co stało się później z ruchem Chaveza. A jest to historia gorzka i może nawet ciekawsza od tej, jak skutecznie doprowadził strajk robotników rolnych do końca.
Najbardziej stratny na nieudolnej reżyserii Luny i pustym scenariuszu Pearsona jest Michael Peña. Nie mam wątpliwości, że aktor wierzył, iż dzięki tej roli będzie mógł wykazać się talentem dramatycznym. Peña dwoi się i troi ale z pustego i Salomon nie naleje, więc jego starania przynoszą dość mierny skutek. Jeszcze bardziej marnuje się Malkovich, którego bohater ma być chyba postacią bardzo skomplikowaną, co jednak nie zostaje wygrane i w efekcie wychodzi karykatura.
Luna miał rację, Chavez zasługuje na filmową biografię. Niestety on nie potrafił jej dostarczyć.
Ocena: 4
A szkoda, bo jest tu sporo rzeczy, którym warto było się lepiej przyjrzeć. Luna nie potrafi powiedzieć, dlaczego ruch Chaveza zyskał popularność tak dużą, że był w stanie skutecznie zorganizować bojkot winogron nie tylko w Stanach Zjednoczonych ale i w Europie. A przecież jest to wydarzenie naprawdę niewiarygodne. Reżyser nie jest też w stanie powiązać jego działalności z ogólnoświatowym trendem przełomu lat 60. i 70., kiedy świadomość społecznej niesprawiedliwości uzyskała apogeum. Szkoda też, że Luna nie pokusił się, by pokazać, co stało się później z ruchem Chaveza. A jest to historia gorzka i może nawet ciekawsza od tej, jak skutecznie doprowadził strajk robotników rolnych do końca.
Najbardziej stratny na nieudolnej reżyserii Luny i pustym scenariuszu Pearsona jest Michael Peña. Nie mam wątpliwości, że aktor wierzył, iż dzięki tej roli będzie mógł wykazać się talentem dramatycznym. Peña dwoi się i troi ale z pustego i Salomon nie naleje, więc jego starania przynoszą dość mierny skutek. Jeszcze bardziej marnuje się Malkovich, którego bohater ma być chyba postacią bardzo skomplikowaną, co jednak nie zostaje wygrane i w efekcie wychodzi karykatura.
Luna miał rację, Chavez zasługuje na filmową biografię. Niestety on nie potrafił jej dostarczyć.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz