アウトレイジ 最終章 (2017)
Szkoda, że Beat Takeshi jest aż tak konsekwentny w stylistyce filmów z cyklu "Wściekłość". Ponieważ właśnie ona przeszkadza mi w cieszeniu się fabułą. Jak poprzedni film, tak i ten sprawia wrażenie produkcji na wpół amatorskiej, z przerysowaną grą aktorską i dominacją statycznych ujęć. Można odnieść wrażenie, że bycie yakuzą polega głównie na siedzeniu. Bo też ponad połowa scen prezentowała bohaterów siedzących w gabinetach, siedzących w restauracjach, siedzących w samochodach, siedzących w winiarniach, siedzących w pokojach hotelowych, siedzących na nadbrzeżu, siedzących w komisariacie. A kiedy jakimś cudem nie siedzą, to zazwyczaj stoją nieruchomo lub kłaniają się.
Ja rozumiem, że ma to budować kontrast do przemocy, jaką serwuje reżyser pod koniec, a przez to do samego tematu filmu. Niemniej jednak nie kupuje tej stylistyki. Irytuje mnie i wydaje się straszliwym marnotrawstwem materiału. Bo też "Koniec wściekłości" na poziomie fabularnym stanowi bardzo ciekawą historię. Głupie wydarzenie z udziałem niemądrego ale wpływowego gangstera i dwóch prostytutek staje się początkiem lawiny zdarzeń, która zmieni układ sił w japońskim świecie przestępczym. Różni gracze, którzy udawali pokornych podwładnych Szefa, zaczynają wykorzystywać niemalże przypadkową śmierć nic nieznaczącego szeregowego żołnierza yakuzy do własnych rozgrywek. Snują skomplikowane intrygi, wzajemnie się zdradzają. Wszystkich ich łączy to, że korzystają z przesadnych środków, jakby próbowali gasić pożar lasu przy pomocy ropy naftowej. A jednocześnie są mocno ograniczeni ceremoniałem i koniecznością przestrzegania różnych form etykiety.
Całość tworzy fascynujący labirynt sprzecznych celów realizowanych z mniejszym lub większym wyczuciem finezji. I gdyby tylko Takeshi inaczej to opowiedział, byłbym zapewne filmem zachwycony. A tak zainteresowanie intrygą walczyło z nudą narracyjnej monotonii.
Ocena: 5
Ja rozumiem, że ma to budować kontrast do przemocy, jaką serwuje reżyser pod koniec, a przez to do samego tematu filmu. Niemniej jednak nie kupuje tej stylistyki. Irytuje mnie i wydaje się straszliwym marnotrawstwem materiału. Bo też "Koniec wściekłości" na poziomie fabularnym stanowi bardzo ciekawą historię. Głupie wydarzenie z udziałem niemądrego ale wpływowego gangstera i dwóch prostytutek staje się początkiem lawiny zdarzeń, która zmieni układ sił w japońskim świecie przestępczym. Różni gracze, którzy udawali pokornych podwładnych Szefa, zaczynają wykorzystywać niemalże przypadkową śmierć nic nieznaczącego szeregowego żołnierza yakuzy do własnych rozgrywek. Snują skomplikowane intrygi, wzajemnie się zdradzają. Wszystkich ich łączy to, że korzystają z przesadnych środków, jakby próbowali gasić pożar lasu przy pomocy ropy naftowej. A jednocześnie są mocno ograniczeni ceremoniałem i koniecznością przestrzegania różnych form etykiety.
Całość tworzy fascynujący labirynt sprzecznych celów realizowanych z mniejszym lub większym wyczuciem finezji. I gdyby tylko Takeshi inaczej to opowiedział, byłbym zapewne filmem zachwycony. A tak zainteresowanie intrygą walczyło z nudą narracyjnej monotonii.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz