The Darkness (2016)
Zaczyna się nawet obiecująco. Oczywiście niemal od początku jasne jest, że nie będzie to nic więcej, jak tylko standard gatunku. Ot, zwyczajna rodzina, która przez bezmyślną decyzję, staje się obiektem prześladowań ze strony ciemnych mocy.
Przez 2/3 filmu Greg McLean trzyma się znanych formułek i oferuje cały katalog bardzo typowych objawów obecności mocy nieczystych. W tle zaś rozwija masę wątków, z którymi później nie będzie wiedział, co zrobić.
"Duchy kanionu" jednak rozpadają się dopiero w trzecim akcie. McLean tak wiele rzeczy zaczął wcześniej, że po prostu nie miał czasu i miejsca, by wszystko to spleść w satysfakcjonującą całość. Zachowuje się więc jak struś, chowa głowę w piasek i udaje, że tych wątków pobocznych nie ma. Jakby tego było mało wprowadza postać latynoskiej specjalistki od spraw paranormalnych, której obecność gwarantuje kilka najbardziej efekciarskich scen w całym filmie. Co z tego, kiedy fabularnie jest ona postacią zbędną, ponieważ główne role – i to bez pomyłsu poprowadzone – zagrają inne osoby.
Nie jest to rzecz aż tak zła, jak się tego spodziewałem. Jest to jednak spore rozczarowanie. O tym, czy jednak McLean jest człowiekiem jednego pomysłu ("Wolf Creek"), przekonam się pewnie już wkrótce, kiedy zobaczę "Dżunglę".
Ocena: 4
Przez 2/3 filmu Greg McLean trzyma się znanych formułek i oferuje cały katalog bardzo typowych objawów obecności mocy nieczystych. W tle zaś rozwija masę wątków, z którymi później nie będzie wiedział, co zrobić.
"Duchy kanionu" jednak rozpadają się dopiero w trzecim akcie. McLean tak wiele rzeczy zaczął wcześniej, że po prostu nie miał czasu i miejsca, by wszystko to spleść w satysfakcjonującą całość. Zachowuje się więc jak struś, chowa głowę w piasek i udaje, że tych wątków pobocznych nie ma. Jakby tego było mało wprowadza postać latynoskiej specjalistki od spraw paranormalnych, której obecność gwarantuje kilka najbardziej efekciarskich scen w całym filmie. Co z tego, kiedy fabularnie jest ona postacią zbędną, ponieważ główne role – i to bez pomyłsu poprowadzone – zagrają inne osoby.
Nie jest to rzecz aż tak zła, jak się tego spodziewałem. Jest to jednak spore rozczarowanie. O tym, czy jednak McLean jest człowiekiem jednego pomysłu ("Wolf Creek"), przekonam się pewnie już wkrótce, kiedy zobaczę "Dżunglę".
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz