Swiss Army Man (2016)

Początkowo "Człowiek-scyzoryk" średnio mi się podobał. Co prawda pomysł pierdzącego trupa, który staje się Piętaszkiem dla współczesnego Robinsona Crusoe, był niezły, ale zarazem wydał mi się pozbawiony potencjału wystarczającego do napędzenia całego filmu. Pierwsze żarty są dość oczywiste i raczej niezbyt wymyślne.



Wszystko zmieniło się od sceny, w której martwy Manny po raz pierwszy widzi zdjęcie Sary. Od tego momentu film zaczyna porzucać ścieżkę prostej komedii absurdu polegającej na pokazywaniu tego, na ile sposobów trup może być użytecznym narzędziem survivalowym (choć przecież wciąż sceny tego typu będą obecne). Z każdą kolejną minutą "Człowiek-scyzoryk" zmieniał się i to na dwóch płaszczyznach.

Pierwsza zmiana dotyczyła relacji Hanka z Mannym, która zaczyna się robić coraz bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. Zacieranie granic identyfikacji tożsamości prowadzi do tego, że w pewnym momencie "Człowiek-scyzoryk" staje się melodramatem. I pomimo faktu, że jeden z bohaterów jest trupem, a drugi udaje kobietę ze zdjęcia, to więź, którą twórcy pokazali w sposób zaskakująco czuły, zniuansowany i sugestywny, sprawia wrażenie prawdziwej. Pomimo absurdalności sytuacji trudno mi było nie kibicować bohaterom.

Druga zmiana dotyczy okoliczności sytuacji, w jakiej znalazł się Hank. Im bliżej końca, tym bardziej zagmatwany jest obraz rzeczywistości. Hank staje się coraz bardziej pokręconą, zaburzoną jednostką. A jednak twórcom udało się uniknąć pokusy stawiania uproszczonej diagnozy, zamiast tego wolą skoncentrować się na prezentacji widzom jego wizji świata.

Obie te płaszczyzny łączy jedno - emocje. "Człowiek-scyzoryk" jest filmem autentycznym, który potrafi przekazać przeżycia zaburzonej jednostki bez konieczności nazywania i wyjaśniania wszystkiego. Przez to jest to obraz wywołujący, przynajmniej we mnie, silną odpowiedź emocjonalną. W kilku miejscach naprawdę się wzruszyłem, choć przecież patrząc z boku, chłodno i logicznie, powinienem odrzucić to, co widziałem na ekranie jako stuprocentowe "chore gówno". A jednak nie potrafię oceniać historię opowiedzianą przez dwóch Danielów, jak tylko piękną (duża w tym zasługa ścieżki dźwiękowej, która jest jak reszta filmu: jednocześnie poruszająca i absurdalnie bezsensowna).

Ocena: 7

PS. Chętnie posłuchałbym rozmów Daniela Radcliffe'a z producentami, którzy już po premierze filmu chcieli go zachęcić do wybrania ich projektów, więc starali się mu przypodobać wychwalając jego ostatnie role filmowe. Ciekawe, co mówili na temat jego kreacji pierdzącego trupa z magnetyczną erekcją.

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)