Daddy Cool (2017)
SPOILER
Na papierze "Daddy Cool" niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ot, kolejna opowieść o zwariowanych młodych ludziach, z których jedno w kolejnych latach dorosło, a drugie pozostało nieodpowiedzialnym lekkoduchem. To oczywiście prowadzi do tego, że choć się kiedyś bardzo kochali, teraz dramatycznie się od siebie oddalają. I jak to w takich opowieściach bywa, odpowiedzialny członek pary odkryje, że w życiu trochę szaleństwa jest potrzebne, za to ten nieodpowiedzialny zrozumie, że nadszedł czas najwyższy, by kto inny był dzieckiem.
Rozumiem, że twórcy wyszli z założenia, że oglądający ten film rozpoznają od razu powyższy schemat i dlatego reżyser i scenarzyści mogą pozwolić sobie na duże skróty myślowe. Jednak w "Daddy Cool" to, co zostało zaprezentowane, jest tak nieprawdopodobnie uproszczone, że praktycznie przestaje mieć sens. Film dobrze pokazuje, jak rozchodzą się drogi pary, ale nie pokazuje w przekonujący sposób tego, jak się ponownie do siebie zbliżają. Nie zauważyłem, żeby Adrien nauczył się odpowiedzialności. A Maude co najwyżej odkryła, że może się, niczym twórczy wampir, do niego przyssać, by jego idiotyczne decyzje wykorzystać dla własnej kariery artystycznej.
Owszem, w filmie jest scena wskazująca, że uczucie między nimi nie wygasło. I druga scena - w postaci piosenki - po której bohaterowie mają zrozumieć, że związek wymaga kompromisu oraz przebaczenia grzechów. Ale to nie działa. Nie ma w "Daddy Cool" nic, co uzasadniałoby to, że para dobrze zrobi pozostając ze sobą. Przeciwnie, miałem nadzieję, że będzie to jedna z tych komedii, w których para się rozchodzi i odnajduje szczęście w innych związkach.
Happy end, który wymyślili twórcy, mnie osobiście przeraża. Naiwnie próbują przekonać, że nieplanowana ciąża jest rozwiązaniem, że wspólne dziecko w magiczny sposób naprawi wszystko, co było między nimi złe i od teraz będą żyć długo i szczęśliwie. Jest to przecież stary jak świat przepis na zmarnowane życie i toksyczną rodzinę, która za dziesięć lat kisić się będzie w narastających konfliktach, co odbije się na zdrowiu i psychice dziecka. Ale nie, tu twórcy wierzą, że ciąża jest magicznym panaceum na wszelkie zło. Ja tego nie kupuję.
Wymowa filmu więc odstręcza mnie. Ale znalazło się w nim kilka zabawnych (choć oczywiście bardzo przewidywalnych) scen. Nie był więc to tak całkiem stracony czas.
Ocena: 5
Na papierze "Daddy Cool" niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ot, kolejna opowieść o zwariowanych młodych ludziach, z których jedno w kolejnych latach dorosło, a drugie pozostało nieodpowiedzialnym lekkoduchem. To oczywiście prowadzi do tego, że choć się kiedyś bardzo kochali, teraz dramatycznie się od siebie oddalają. I jak to w takich opowieściach bywa, odpowiedzialny członek pary odkryje, że w życiu trochę szaleństwa jest potrzebne, za to ten nieodpowiedzialny zrozumie, że nadszedł czas najwyższy, by kto inny był dzieckiem.
Rozumiem, że twórcy wyszli z założenia, że oglądający ten film rozpoznają od razu powyższy schemat i dlatego reżyser i scenarzyści mogą pozwolić sobie na duże skróty myślowe. Jednak w "Daddy Cool" to, co zostało zaprezentowane, jest tak nieprawdopodobnie uproszczone, że praktycznie przestaje mieć sens. Film dobrze pokazuje, jak rozchodzą się drogi pary, ale nie pokazuje w przekonujący sposób tego, jak się ponownie do siebie zbliżają. Nie zauważyłem, żeby Adrien nauczył się odpowiedzialności. A Maude co najwyżej odkryła, że może się, niczym twórczy wampir, do niego przyssać, by jego idiotyczne decyzje wykorzystać dla własnej kariery artystycznej.
Owszem, w filmie jest scena wskazująca, że uczucie między nimi nie wygasło. I druga scena - w postaci piosenki - po której bohaterowie mają zrozumieć, że związek wymaga kompromisu oraz przebaczenia grzechów. Ale to nie działa. Nie ma w "Daddy Cool" nic, co uzasadniałoby to, że para dobrze zrobi pozostając ze sobą. Przeciwnie, miałem nadzieję, że będzie to jedna z tych komedii, w których para się rozchodzi i odnajduje szczęście w innych związkach.
Happy end, który wymyślili twórcy, mnie osobiście przeraża. Naiwnie próbują przekonać, że nieplanowana ciąża jest rozwiązaniem, że wspólne dziecko w magiczny sposób naprawi wszystko, co było między nimi złe i od teraz będą żyć długo i szczęśliwie. Jest to przecież stary jak świat przepis na zmarnowane życie i toksyczną rodzinę, która za dziesięć lat kisić się będzie w narastających konfliktach, co odbije się na zdrowiu i psychice dziecka. Ale nie, tu twórcy wierzą, że ciąża jest magicznym panaceum na wszelkie zło. Ja tego nie kupuję.
Wymowa filmu więc odstręcza mnie. Ale znalazło się w nim kilka zabawnych (choć oczywiście bardzo przewidywalnych) scen. Nie był więc to tak całkiem stracony czas.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz