Game Night (2018)

Daley i Goldstein chyba w końcu znaleźli na siebie sposób. Od czasu wpadki, jaką był "Niewiarygodny Burt Wonderstone" co jeden film, to mają lepszy. "Wieczór gier" to komedia pełną gębą. Nietrafionych żartów jest tu tyle, co kot napłakał. Prawie cały czas trzyma mocne, równe tempo. Już dawno główne hollywoodzkie wytwórnie nie zaoferowały równie udanej komedii (oczywiście nie licząc "Thora: Ragnarok").



"Wieczór gier" ma całą masę zabawnych momentów. Twórcom udały się zarówno gierki słowne, jak i humor sytuacyjny. Świetnie łączą akcję z absurdem. Na ekranie cały czas coś się dzieje, a bohaterowie co chwilę wpadają w tarapaty, najczęściej przez własną głupotę. Dla takich widzów jak ja, to bardzo dobrze. Zapewniło mi to wiele okazji do parskania gromkim śmiechem, a nawet pokładania się ze śmiechu. Choć najbardziej bawiły mnie najprostsze dowcipy (jak scena z raną postrzałową), mniej zaś te, które są wymyślniejsze (scena w barze).

Same pomysły komediowe to jednak tylko połowa sukcesu. Drugą stanowi świetna obsada. Pierwsze skrzypce powinni grać Bateman i McAdams i z powierzonego zadania wywiązali się bez zastrzeżeń. McAdams jest urocza, a Bateman to stary komediowy wyjadacz, więc takiego bohatera, jak tu, to on może grać nawet przez sen. O sukcesie "Wieczoru gier" przesądza jednak dwójka innych aktorów, którzy błyszczą w każdej scenie. Billy Magnussen w roli uroczego półgłówka jest rozkosznie zabawny. A Jesse Plemons jako przyprawiający wszystkich o depresję policjant, to już mistrzostwo świata. Ja wiem, że Akademia nie lubi nagradzać za role komediowe, ale jemu nominacja do Oscara za rolę drugoplanową jak najbardziej się należy.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)