Icarus (2017)
Skoro "Ikar" zdobył Oscara, to znaczy, że nie był to zbyt dobry rok dla dokumentu. Nie powiem, film Bryana Fogela ogląda się dobrze, ale jest to atrakcyjność błyskotek pozbawionych większej wartości.
Paradoksalnie to, co gubi Fogela, to niesamowity temat, jaki spadł mu z nieba. W trakcie realizacji filmu, który miał być czymś w rodzaju "Super Size Me", tylko że o dopingu, wybuchła afera z Rosjanami, a jej główny bohater był zarazem ważną postacią w szykowanym przez reżysera dokumencie. Zrozumiałe jest więc, że wykorzystał okazję i skupił się na rosyjskim specjaliście od dopingu, jego roli w zakrojonym na szeroką skalę oszustwie jak i w ujawnieniu prawdy międzynarodowej opinii publicznej. Tyle tylko, że w tym momencie "Ikar" zmienia się w filmowy bigos. Reżyser nie zamierza pomijać żadnego wątku, więc wszystko, co tylko miał do powiedzenia, mówi. Niestety nie wynika z tego nic ponad to, co już w temacie było wiadomo dzięki publikacjom w gazetach i materiałom w informacjach telewizyjnych. "Ikar" pozwala zajrzeć za kulisy procesu, ale reżyser nie wyciąga żadnych wniosków. Zapewne dlatego, że sam się w sprawę zaangażował, więc zatracił umiejętność patrzenia na sprawę z oddalonej perspektywy.
Zapewne dlatego bardziej podobała mi się początkowa część, która poświęcona jest samemu dopingowi. Intrygującym, bardzo ciekawym punktem wyjścia do niestandardowego potraktowania tematu, były dla mnie sceny z wyścigu we Francji, kiedy Fogel był już na dopingu. Chemikalia może i zwiększyły jego wyniki w laboratorium, ale w prawdziwym wyścigu okazało się, że doping nie jest wszystkim, nie jest nawet kluczowym elementem rywalizacji w sytuacji, kiedy wszyscy, którzy się liczą, również są na dopingu. Może kiedyś ktoś inny o tym zrobi dokument.
Ocena: 6
Paradoksalnie to, co gubi Fogela, to niesamowity temat, jaki spadł mu z nieba. W trakcie realizacji filmu, który miał być czymś w rodzaju "Super Size Me", tylko że o dopingu, wybuchła afera z Rosjanami, a jej główny bohater był zarazem ważną postacią w szykowanym przez reżysera dokumencie. Zrozumiałe jest więc, że wykorzystał okazję i skupił się na rosyjskim specjaliście od dopingu, jego roli w zakrojonym na szeroką skalę oszustwie jak i w ujawnieniu prawdy międzynarodowej opinii publicznej. Tyle tylko, że w tym momencie "Ikar" zmienia się w filmowy bigos. Reżyser nie zamierza pomijać żadnego wątku, więc wszystko, co tylko miał do powiedzenia, mówi. Niestety nie wynika z tego nic ponad to, co już w temacie było wiadomo dzięki publikacjom w gazetach i materiałom w informacjach telewizyjnych. "Ikar" pozwala zajrzeć za kulisy procesu, ale reżyser nie wyciąga żadnych wniosków. Zapewne dlatego, że sam się w sprawę zaangażował, więc zatracił umiejętność patrzenia na sprawę z oddalonej perspektywy.
Zapewne dlatego bardziej podobała mi się początkowa część, która poświęcona jest samemu dopingowi. Intrygującym, bardzo ciekawym punktem wyjścia do niestandardowego potraktowania tematu, były dla mnie sceny z wyścigu we Francji, kiedy Fogel był już na dopingu. Chemikalia może i zwiększyły jego wyniki w laboratorium, ale w prawdziwym wyścigu okazało się, że doping nie jest wszystkim, nie jest nawet kluczowym elementem rywalizacji w sytuacji, kiedy wszyscy, którzy się liczą, również są na dopingu. Może kiedyś ktoś inny o tym zrobi dokument.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz