Madame (2017)
Bajki wcale nie są tylko dla dzieci. To opowieści uniwersalne, które można kierować do odbiorcy w każdym wieku. Trzeba tylko znać się na sztuce konwersji. Amanda Sthers z całą pewnością jest w niej specjalistką. "Madame" to bowiem bajka o Kopciuszku, choć w wersji odmiennej od tej, jaką lansuje Disney.
U Sthers Kopciuszkiem jest Rossy de Palma. To aktorka wyrazista, o specyficznej urodzie, którą Disney z całą pewnością uznałby raczej typową dla postaci Czarownicy niźli wybranki serca Księcia. Zresztą Książę też nie wygląda tu jak gość z okładki taniego romansidła. Mimo to jest tu wszystko, czego można się spodziewać w baśni. Kopciuszek (czyli służąca María) trafia więc na bal (uroczystą kolację), gdzie poznaje Księcia (w tym przypadku bogatego eksperta od malarstwa). Potem trwać będzie między nimi gra w ciuciubabkę, co budzić będzie zazdrość i irytację Złej Macochy (czyli pracodawczyni Maríi).
Reżyserka przerobiła nie tylko głównych bohaterów, ale też i całą wymowę baśni o Kopciuszku. To opowieść o transformacyjnej sile miłość, nawet jeśli jej końcowy efekt nie jest taki, jakiego można by się spodziewać. To również opowieść o braku miłości i jaki ma to wpływ na ludzi. Poza postacią Kopciuszka wszystkie inne odmalowane są w różnych odcieniach szarości. Nawet postaci w miarę sympatyczne (jak Steven, który niby uwielbia Maríę) zachowują się w sposób moralnie karygodny (kiedy wykorzysta jej historię dla własnych celów, ba, w zasadzie jest odpowiedzialny za jej początek). A z kolei te, które powinny być postaciami negatywnymi budzą naszą sympatię, kiedy poznajemy je bliżej.
Oczywiście plusem filmu jest obsada. Rossy de Palma błyszczy w roli zakochanej służącej. Tworzy też świetne duety zarówno z "Księciem" Michaelem Smileyem jak i fantastyczną "Macochą" Toni Collette.
"Madame" zaskoczyło mnie swoim ukradkowym urokiem, lekkim humorem i fajnym zestawem bohaterów.
Ocena: 7
U Sthers Kopciuszkiem jest Rossy de Palma. To aktorka wyrazista, o specyficznej urodzie, którą Disney z całą pewnością uznałby raczej typową dla postaci Czarownicy niźli wybranki serca Księcia. Zresztą Książę też nie wygląda tu jak gość z okładki taniego romansidła. Mimo to jest tu wszystko, czego można się spodziewać w baśni. Kopciuszek (czyli służąca María) trafia więc na bal (uroczystą kolację), gdzie poznaje Księcia (w tym przypadku bogatego eksperta od malarstwa). Potem trwać będzie między nimi gra w ciuciubabkę, co budzić będzie zazdrość i irytację Złej Macochy (czyli pracodawczyni Maríi).
Reżyserka przerobiła nie tylko głównych bohaterów, ale też i całą wymowę baśni o Kopciuszku. To opowieść o transformacyjnej sile miłość, nawet jeśli jej końcowy efekt nie jest taki, jakiego można by się spodziewać. To również opowieść o braku miłości i jaki ma to wpływ na ludzi. Poza postacią Kopciuszka wszystkie inne odmalowane są w różnych odcieniach szarości. Nawet postaci w miarę sympatyczne (jak Steven, który niby uwielbia Maríę) zachowują się w sposób moralnie karygodny (kiedy wykorzysta jej historię dla własnych celów, ba, w zasadzie jest odpowiedzialny za jej początek). A z kolei te, które powinny być postaciami negatywnymi budzą naszą sympatię, kiedy poznajemy je bliżej.
Oczywiście plusem filmu jest obsada. Rossy de Palma błyszczy w roli zakochanej służącej. Tworzy też świetne duety zarówno z "Księciem" Michaelem Smileyem jak i fantastyczną "Macochą" Toni Collette.
"Madame" zaskoczyło mnie swoim ukradkowym urokiem, lekkim humorem i fajnym zestawem bohaterów.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz