Nabospionen (2017)

Ciekawe, czy to jest jakaś ogólna cecha dziecięcych animacji ze Skandynawii, czy też tylko takie wybierają polscy dystrybutorzy? Wszystkie, z którymi miałem styczność, wyglądają bowiem bardzo podobnie. Estetycznie pozostają w tyle do produkcji amerykańskich. Różnią się od nich również tempem narracji. Mniej rozpraszają uwagę, nie energetyzują widowni, nawet w scenach akcji są zaskakująco spokojne. "Superagentka" idealnie reprezentuje ten styl.



Animacja wygląda trochę tak, jakby storyboardy narysowały dzieci, a potem dorośli je oczyścili z niedociągnięć. Sama narracja podąża ospale jak żółw. I to pomimo tego, że miejscami sporo się dzieje. A to bohaterka wyobraża sobie, że goni złodziejaszków, a to jej młodszy brat roznosi mieszkanie na strzępy - nawet te sceny nie mają w sobie podobnego poziomu ekscytacji, jaki można zobaczyć w pierwszej z brzegu animacji zza Oceanu.

Odnoszę też wrażenie, że "Superagentka" chciałaby znaleźć się w tej samej grupie filmów animowanych, co na przykład "Nazywam się Cukinia". To znaczy opowiadać o poważnych tematach przez pryzmat dziecięcej wrażliwości. Temat są tu nawet dość ważne, choć ich kaliber nie jest aż taki wielki, jak to było w przypadku francuskiej produkcji. Jednak reżyserce "Superagentki" nie udało się pogodzić tematu z formą. Za dużo rzeczy dodała i nie potrafiła tego wszystkiego domknąć w finale. Jak choć wątku gadającego stwora, którego istnienie nie zostało w satysfakcjonujący sposób podsumowane. Do tego wszystkiego filmowy morał skierowany jest raczej do dorosłego widza. Dzieciom zostaje historyjka, która swoją estetyką raczej nie porwie tłumów wychowanych na filmach Disneya, DreamWorks i Illumination.

"Superagentka" jest jak najprostsza owsianka: może i jest wartościowa, ale wygląda jak szara, mało apetyczna paćka.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)