Martesa (2017)
Blerta Zeqiri najwyraźniej należy do tych osób, które uważają, że o wartości filmu decyduje waga podejmowanych tematów. A skoro tak, to jej "Małżeństwo" po prostu musi być dziełem bardzo dobrym. Nie dość, że porusza bolesny temat traumy wojennej i niedomkniętych wciąż spraw związanych z niezidentyfikowaniem wszystkich ofiar konfliktu, to dodatkowo jest jednym z pierwszych (jeśli nie pierwszym) kosowskich obrazów tak otwarcie mówiącym o homoseksualizmie. Ja jednak nie podzielam takiego podejścia do kina. I to, co zaoferowało "Małżeństwo", na mnie nie zrobiło większego wrażenia.
Przeszkadzał mi przede wszystkim brak wyrazistych bohaterów. W "Małżeństwie" liczą się trzy postaci: Bekim, jego narzeczona i Nol, miłości jego życia. Zegiri najwyraźniej nie potrafiła się zdecydować, na kim przede wszystkim powinna skupić uwagę. Jeśli sądzić po scenie otwierającej, to miał to być Bekim. Ale szybko okazuje się, że reżyserka bliżej będzie mu się przyglądać tylko wtedy, kiedy jest jej to z jakiegoś powodu na rękę. Jego dusza, rozdarta pomiędzy powinnością (która wymaga od niego ożenienia się i posiadania dzieci), a głosem serca (miłością jego życia jest Nol, przyjaciel z młodości, który niespodziewanie pojawił się po latach nieobecności), nigdy nie znajdzie się w centrum. Cały film można było zrobić wyłącznie koncentrując się na tej postaci. W "Małżeństwie" Bekim jest chodzącym stereotypem, któremu reżyserka daje ledwie pozory życia.
Gorzej jest z Anitą, jego narzeczoną. Wątek z jej rodzicami, którzy zginęli podczas konfliktu kosowskiego i do dziś ich ciała nie zostały odnalezione, potraktowany jest przez reżyserkę w bardzo przedmiotowy sposób. Ma on nadać jej postaci ciężar emocjonalny i podnieść stawkę gry uczuć, która toczy się na ekranie. A szkoda, bo i w tym przypadku można byłoby na niej oprzeć cały film.W końcu ona, podobnie jak Bekim, próbuje zbudować wiarygodną iluzję normalnego życia.
Jednak najgorzej potraktowany jest Nol. Z jednej strony postać niezwykle istotna, ponieważ ewidentnie z Bekimem łączy go wielkie uczucie. A jednak reżyserka tak ustawia sytuację, że samo uczucie między nimi jest kwestionowane. Panowie nie widzieli się od lat i najwyraźniej nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Jest więczupełnie niezrozumiałe, dlaczego Nol akurat teraz przyjechał, by spotkać się z Bekimem. Biorąc pod uwagę, że ten ostatni już za chwilę będzie brał ślub, nie można tego uznać za przypadek, a jednak reżyserka tak właśnie chciałaby, żeby widz ten wątek potraktował. Wydaje się, że chodziło jej o pokazanie Bekima jako osoby, która zdołała "zapomnieć" o Nolu i skutecznie zbudowała sobie "normalne" życie. Niespodziewane pojawienie się jego byłego ukochanego ma objawić, jak iluzoryczna i naciągana jest jego egzystencja. Jeśli tak rzeczywiście miało wyglądać "Małżeństwo", to niestety reżyserka planu nie zrealizowała.
Oczywiście pewna papierowość bohaterów nie byłaby aż takim problemem, gdyby udało się stworzyć bardzo wiarygodne emocjonalnie relacji. I na tym polu również Zegiri zawodzi. Nawet w scenach kłótni, pełnych pasji dialogów, brakuje iskry, która rozpaliłaby mnie, która zaraziłaby mnie rozterkami duszy bohaterów. A przez to na całość patrzyłem z dystansem, jak na spektakl, nie na życie.
Ocena: 4
Przeszkadzał mi przede wszystkim brak wyrazistych bohaterów. W "Małżeństwie" liczą się trzy postaci: Bekim, jego narzeczona i Nol, miłości jego życia. Zegiri najwyraźniej nie potrafiła się zdecydować, na kim przede wszystkim powinna skupić uwagę. Jeśli sądzić po scenie otwierającej, to miał to być Bekim. Ale szybko okazuje się, że reżyserka bliżej będzie mu się przyglądać tylko wtedy, kiedy jest jej to z jakiegoś powodu na rękę. Jego dusza, rozdarta pomiędzy powinnością (która wymaga od niego ożenienia się i posiadania dzieci), a głosem serca (miłością jego życia jest Nol, przyjaciel z młodości, który niespodziewanie pojawił się po latach nieobecności), nigdy nie znajdzie się w centrum. Cały film można było zrobić wyłącznie koncentrując się na tej postaci. W "Małżeństwie" Bekim jest chodzącym stereotypem, któremu reżyserka daje ledwie pozory życia.
Gorzej jest z Anitą, jego narzeczoną. Wątek z jej rodzicami, którzy zginęli podczas konfliktu kosowskiego i do dziś ich ciała nie zostały odnalezione, potraktowany jest przez reżyserkę w bardzo przedmiotowy sposób. Ma on nadać jej postaci ciężar emocjonalny i podnieść stawkę gry uczuć, która toczy się na ekranie. A szkoda, bo i w tym przypadku można byłoby na niej oprzeć cały film.W końcu ona, podobnie jak Bekim, próbuje zbudować wiarygodną iluzję normalnego życia.
Jednak najgorzej potraktowany jest Nol. Z jednej strony postać niezwykle istotna, ponieważ ewidentnie z Bekimem łączy go wielkie uczucie. A jednak reżyserka tak ustawia sytuację, że samo uczucie między nimi jest kwestionowane. Panowie nie widzieli się od lat i najwyraźniej nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Jest więczupełnie niezrozumiałe, dlaczego Nol akurat teraz przyjechał, by spotkać się z Bekimem. Biorąc pod uwagę, że ten ostatni już za chwilę będzie brał ślub, nie można tego uznać za przypadek, a jednak reżyserka tak właśnie chciałaby, żeby widz ten wątek potraktował. Wydaje się, że chodziło jej o pokazanie Bekima jako osoby, która zdołała "zapomnieć" o Nolu i skutecznie zbudowała sobie "normalne" życie. Niespodziewane pojawienie się jego byłego ukochanego ma objawić, jak iluzoryczna i naciągana jest jego egzystencja. Jeśli tak rzeczywiście miało wyglądać "Małżeństwo", to niestety reżyserka planu nie zrealizowała.
Oczywiście pewna papierowość bohaterów nie byłaby aż takim problemem, gdyby udało się stworzyć bardzo wiarygodne emocjonalnie relacji. I na tym polu również Zegiri zawodzi. Nawet w scenach kłótni, pełnych pasji dialogów, brakuje iskry, która rozpaliłaby mnie, która zaraziłaby mnie rozterkami duszy bohaterów. A przez to na całość patrzyłem z dystansem, jak na spektakl, nie na życie.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz