The Guardian Angel (2018)

No proszę, czyżby Arto Halonen był fińskim odpowiednikiem naszego Konrada Niewolskiego? "Anioł Stróż" to bowiem poważny konkurent dla "Labiryntu świadomości" w kategorii kinowy badziew metafizyczny. Choć pod pewnymi względami obraz Fina jest jeszcze gorszy, ponieważ inspirowany jest prawdziwą historią. W co jednak naprawdę trudno uwierzyć. Scenariusz jest bowiem tak naciągany, opiera się na tak topornie kopiowanych kliszach, że nie broni się nawet jako 100-procentowa fikcja.



Jeszcze trudniej jest mi uwierzyć w to, że w filmie zagrali Josh Lucas i Pilou Asbæk. Panowie są tak źli, że natychmiast dałbym się przekonać do tego, że zaangażowano ich sobowtórów. Obaj biorą udział w jakiejś groteskowej rywalizacji o to, kto zagra bardziej przeszarżowaną postać. Lucas wygrał, ale tylko dlatego, że łatwiej było przerysować tak skonstruowanego bohatera. Reszta obsady nie pozostała daleko w tyle.

Na to wszystko nałożył się mistyczny bełkot o hipnozie, jodze, filozofii wschodu i jej wpływie na totalitarne ideologie europejskie XX wieku. Ale i to twórcy filmu nie wystarczyło, więc mamy jeszcze traumę wojenną, rozliczanie z kolaboracją z nazistami, a także kilka rodzinnych tragedii. W pewnym momencie nagrodzenie tematów stało się na tyle idiotyczne, że nie zdziwiłoby mnie nawet pojawienie się kosmitów albo gadających dinozaurów.

A najgorsze jest to, że Halonen (podobnie jak Niewolski w "Labiryncie świadomości") zrobił film śmiertelnie poważny. Brak oddechu, dystansu, humoru okazał się zabójczy. Nie mogłem się doczekać, kiedy pojawią się napisy końcowe.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)