The Legend of Ben Hall (2017)
Solidnie wykonana opowieść o australijskim rabusiu z połowy XIX wieku. Bez fajerwerków. Bez emocjonalnej i intelektualnej głębi. Ale też bez poważniejszych realizacyjnych wpadek. To obraz na wskroś przejrzysty i za bardzo mechaniczny. Reżyser zadbał o to, żeby w filmie znalazły się najważniejsze wydarzenia z ostatniego roku działalności Halla. Podał je jednak w uproszczonej formie zdając sobie sprawę z tego, że i tak w kulturze australijskiej postać ta funkcjonuje w mocno wygładzonej formie.
Jednak tytuł zobowiązywał do czegoś więcej. Nie ma w filmie ani jednej sceny, która wskazywałaby na to, dlaczego spośród tylu australijskich rozbójników akurat Ben Hall stał się legendą. Jest on bowiem postacią bezbarwną. I to wcale nie przez grającego go aktora, a przez konstrukcję bohatera w scenariuszu. Nawet jego osiągnięcie - nie zabił w całej swojej karierze ani jednej osoby - nie jest tu wygrane, ponieważ funkcjonuje wyłącznie jako temat rozmów. Żadna z okazji, by pokazać tę jego niechęć do zabijania w praktyce, nie została wykorzystana, by uczynić z Halla ludowego bohatera. W efekcie w filmie o wiele wyrazistszą postacią jest John Gilbert, który jednak nie doczekał się własnej legendy, a jest pamiętany tylko dlatego, że był towarzyszem Halla.
W ten sposób największą wartością filmu jest to, że w głównych rolach zagrali aktorzy bez większego ekranowego doświadczenia, dla których będą to wrota do kinowej kariery. A ponieważ niemal wszyscy wywiązali się z zadania bez większych problemów, ich przyszłość naprawdę może być interesująca. Sam "Ben Hall: Legenda" nie jest jednak wart zapamiętania.
Ocena: 5
Jednak tytuł zobowiązywał do czegoś więcej. Nie ma w filmie ani jednej sceny, która wskazywałaby na to, dlaczego spośród tylu australijskich rozbójników akurat Ben Hall stał się legendą. Jest on bowiem postacią bezbarwną. I to wcale nie przez grającego go aktora, a przez konstrukcję bohatera w scenariuszu. Nawet jego osiągnięcie - nie zabił w całej swojej karierze ani jednej osoby - nie jest tu wygrane, ponieważ funkcjonuje wyłącznie jako temat rozmów. Żadna z okazji, by pokazać tę jego niechęć do zabijania w praktyce, nie została wykorzystana, by uczynić z Halla ludowego bohatera. W efekcie w filmie o wiele wyrazistszą postacią jest John Gilbert, który jednak nie doczekał się własnej legendy, a jest pamiętany tylko dlatego, że był towarzyszem Halla.
W ten sposób największą wartością filmu jest to, że w głównych rolach zagrali aktorzy bez większego ekranowego doświadczenia, dla których będą to wrota do kinowej kariery. A ponieważ niemal wszyscy wywiązali się z zadania bez większych problemów, ich przyszłość naprawdę może być interesująca. Sam "Ben Hall: Legenda" nie jest jednak wart zapamiętania.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz