A Simple Favor (2018)
Paul Feig udowodnił tym filmem, że jest pierwszorzędnym reżyserem kina rozrywkowego. "Zwyczajna przysługa" nie powinna się bowiem udać. W końcu reżyser od samego początku jasno daje do zrozumienia, że gra znaczonymi kartami. Fabularne inspiracje są czytelne, klisze gatunkowe wykorzystywane są w całości i to w ilościach hurtowych. Powinien więc być to film nudny, przewidywalny, wtórny. Ale nie w tym przypadku. "Zwyczajna przysługa" to kino, które sprawia czystą przyjemność.
W dużej mierze jest to właśnie zasługa reżysera. Feig bardzo świadomie korzysta z gatunkowych klisz. Nie czyni tego wyłącznie po to, by wypełnić fabułę schematycznymi zwrotami akcji, lecz raczej składa hołd temu wszystkiemu, co składa się na udany thriller/kryminał. A jednocześnie przejaskrawia dwoistą naturę swoich bohaterek i uatrakcyjnia znane motywy rozkosznie nieoczywistymi perwersjami (jak choćby dodając ewidentny fetysz erotyczny granej przez Kendrick postaci polegający na niemożliwym do opanowania popędzie seksualnym wzbudzanym sytuacją pogrzebu/żałoby). Zamiast ponuractwa i gęstej atmosfery tajemnic, oferuje zaś humor i intensywne kolory.
Dwie główne aktorki i cała masa wyrazistych postaci drugiego planu zapewniają morze atrakcji, dzięki którym oczywista fabuła staje się mimo wszystko wciągającą i fascynującą. Aż sam się dziwiłem tym, ile frajdy miałem z oglądania "Zwyczajnej przysługi". Reżyser wykazał się nie lada wyrafinowaniem tworząc rzecz, która na pierwszy a nawet drugi rzut oka jest zupełnie niepozorna. W trakcie seansu nawet nie zauważyłem wielu zabiegów Feiga po prostu ciesząc się fabułą i dopiero po wyjściu z kina zapałem się na tym, jak sprawnie dałem się wciągnąć w intrygę, która dopiero co w innym wydaniu mocno mnie wynudziła.
Ocena: 7
W dużej mierze jest to właśnie zasługa reżysera. Feig bardzo świadomie korzysta z gatunkowych klisz. Nie czyni tego wyłącznie po to, by wypełnić fabułę schematycznymi zwrotami akcji, lecz raczej składa hołd temu wszystkiemu, co składa się na udany thriller/kryminał. A jednocześnie przejaskrawia dwoistą naturę swoich bohaterek i uatrakcyjnia znane motywy rozkosznie nieoczywistymi perwersjami (jak choćby dodając ewidentny fetysz erotyczny granej przez Kendrick postaci polegający na niemożliwym do opanowania popędzie seksualnym wzbudzanym sytuacją pogrzebu/żałoby). Zamiast ponuractwa i gęstej atmosfery tajemnic, oferuje zaś humor i intensywne kolory.
Dwie główne aktorki i cała masa wyrazistych postaci drugiego planu zapewniają morze atrakcji, dzięki którym oczywista fabuła staje się mimo wszystko wciągającą i fascynującą. Aż sam się dziwiłem tym, ile frajdy miałem z oglądania "Zwyczajnej przysługi". Reżyser wykazał się nie lada wyrafinowaniem tworząc rzecz, która na pierwszy a nawet drugi rzut oka jest zupełnie niepozorna. W trakcie seansu nawet nie zauważyłem wielu zabiegów Feiga po prostu ciesząc się fabułą i dopiero po wyjściu z kina zapałem się na tym, jak sprawnie dałem się wciągnąć w intrygę, która dopiero co w innym wydaniu mocno mnie wynudziła.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz