The Nutcracker and the Four Realms (2018)

Jakie szczęście, że na sali kinowej byłem jedyną osobą. Mogłem więc bez obaw, że komuś przeszkodzę, wstać i nerwowo chodzić między rzędami. Tylko dzięki temu wytrwałem do końca seansu. Nie potrafiłem zrozumieć, jak można było zmarnować idealny materiał na obraz magiczny, mądry, piękny. W tym roku w kinie widziałem tylko jeden film, który uważam za gorszy ("DJ").



A przecież punkt wyjścia "Dziadka do orzechów i czterech królestw" był naprawdę świetny. To mogła i powinna być opowieść pełna magii i cudów, które jednak są niczym innym jak mechanizmami obronnymi do radzenia sobie z traumą. W tym gatunku w ostatnich latach powstało wiele mniej lub bardziej udanych dzieł kinowych ("Kraina traw", "Bestie z południowych krainy", "Gdzie mieszkają dzikie stwory", "Siedem minut po północy"). Tymczasem twórcy "Dziadka do orzechów" zachowują się tak, jakby te filmy nie istniały, jakby ich reżyserzy nie pokazali, jak łączyć cierpienie z pięknem fantazji. Hallström i Johnston są niewiarygodnie niezdarni w próbach łączenia wątku żałoby po stracie matki (żony/królowej) z opowieścią o ratowaniu magicznej krainy i o wewnętrznym samorozwoju. Reżyserzy korzystają z licznych alegorii, ale jednocześnie rezygnują z niuansów, z podwójnych znaczeń, a jeśli już jakieś zachowują, to bardzo starają się je podać w sposób tak łopatologiczny, że zatraca to całkowicie sens ich stosowania.

"Dziadek do orzechów" nie ma w sobie baśniowego klimatu. Nie ma w nim głębszego przesłania. Nie czułem ani magii kina ani magii opowieści. Nawet w warstwie estetyczne obraz mnie rozczarował. Nie wydał mi się ładny, a jedynie udający piękno poprzez używanie intensywnych barw w malowniczych kombinacjach. Ale przy bliższym przyjrzeniu się okazywało się, że większość efektów wizualnych jest przeciętna lub słaba, a kostiumy, scenografie, charakteryzacje są kalkami tego, co lepiej wykorzystano we wcześniejszych produkcjach Disneya (przede wszystkim w "Pięknej i Bestii", ale też w "Kopciuszku" i pierwszej "Alicji").

Całość jest też fatalnie zagrana. Jedyna pozytywna rzecz, którą mogę powiedzieć o Mackenzie Foy, to że jest fotogeniczna. Ale nie ma w tym filmie za grosz ekranowego magnetyzmu i jej Klara jest postacią tak nudną, że nie miałem chęci do śledzenia jej historii. Ale wypada i tak dużo lepiej od Jaydena Fowory-Knighta, który po prostu nie potrafił w przekonujący sposób powiedzieć choćby jednego zdania. Drugi plan w większości budził moje zażenowanie i litość. Żal mi było przede wszystkim Eugenio Derbez i Matthewa Macfadyena. To, do jakich ról ich sprowadzono, budził mój wewnętrzny sprzeciw.

Czarę goryczy przelało jednak to, jak zmarnowano inspiracje baletem "Dziadek do orzechów". Choć w filmie wykorzystano większość charakterystycznych motywów muzycznych, to jednak w żaden sposób nie zostało to wygrane przez reżyserów. Ba, poprzez wplecenie ich w tragicznie bezpłciową muzykę ilustracyjną Jamesa Newtona Howarda, udała się im rzecz niewyobrażalna - wykastrowali kompozycje Czajkowskiego z całej emocjonalnej mocy. Wszystko brzmi tu bezbarwnie i monotonnie. Dodano też kilka scen baletowych. Ale i tu reżyserzy wykazali się całkowitym brakiem umiejętności filmowania tańca. Sceny te są straszliwie statycznie nakręcone, ruch, kunszt tancerzy, choreografia nie są w żaden sposób eksponowane, a często wręcz tłamszono je upychając przeróżne efekciarskie dodatki.

Disney w ostatnim czasie wprowadził sporo filmów, które wzbudziły moją irytację. Jednak "Dziadkiem do orzechów" studio spadło na samo dno.

Ocena: 1

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)