Widows (2018)
Zaczynam się nie na żarty bać. "Suspiria" mogła być wyjątkiem. Kiedy jednak w krótkim czasie na ekrany trafił kolejny podobnie przygotowany film, to może oznaczać to tylko jedno: w kinie nadchodzi nowa moda. I jest to moda, która mi się zupełnie nie podoba.
O co chodzi? O wrzucanie do filmów wielu różnych "mądrych" tematów, ale nie po to, by coś ciekawego o nich powiedzieć albo żeby wyciągnąć interesujące wnioski lub też dokonać diagnozy świata. Wrzuca się je tylko po to, by zaistniały, by pokazać, że jest się twórcą inteligentnym, wrażliwym, trzymającym rękę na pulsie. Tematy i problemy koniec końców nie mają żadnego przełożenia na opowiadaną historię. Są tapetą, atrakcyjnym tłem, niczym więcej.
Tak było w "Suspirii" i tak jest też w przypadku "Wdów". Mamy tu oczywiście wątek kobiecego losu w świecie zdominowanym przez mężczyzn, często słabszy od stojących u ich boku, krok z tyłu, kobiet (co świetnie pokazuje moja ulubiona scena filmu - rozmowy w samochodzie polityka i jego żony). Jest też temat mniejszości etnicznych i ich pozycji w amerykańskim społeczeństwie (miło, że u boku Latynosów i Afroamerykanów znalazło się miejsce dla Polaków, choć co bardziej fanatycznym narodowcom obraz naszych rodaków na emigracji nie bardzo przypadnie do gustu). Jest też temat przestępczości i polityki pomiędzy którymi to granice wydają się zacierać. Jest temat narzuconych ról społecznych, czy to przez płeć, czy też przez fakt urodzenia się w takiej a nie innej rodzinie.
Jest tego naprawdę sporo. Tyle, że nic z tego nie wynika. Szczerze mówiąc wolałbym już chyba, gdyby McQueen nie krygował się tak bardzo na świadomego twórcę. Powinien pójść za radą jednej z bohaterek i wyjąć sobie z tyłka kij, wtedy wartość rozrywkowa "Wdów" w moich oczach mocno by wzrosła. A tak, to ja się zdecydowanie lepiej bawiłem na "Ocean's 8", który to film nie ma wielkich intelektualnych ambicji, a mimo to jako kino o kobiecym empowermencie sprawdzało się bardzo dobrze.
Podobnie jednak jak "Suspiria" "Wdowy" są warsztatowo filmem bardzo dobrym. Scenariusz może miejscami zaskakuje prostactwem (scena z mężem architektki, scena w mieszkaniu czwartej wdowy), ale McQueen większość mielizn sprawnie ominął. Podobały mi się zabawy kamerą i wybór nietuzinkowych perspektyw. Aktorsko rzecz również wypada bardzo dobrze, choć Viola Davis gra tu bardzo podobnie do tego, co pokazała w "Sposobie na morderstwo", więc jej kreacja nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia.
Nie jest to więc zły film. Nie jest to jednak moja bajka i nie sądzę, bym miał kiedyś ochotę na powtórny seans.
Ocena: 6
O co chodzi? O wrzucanie do filmów wielu różnych "mądrych" tematów, ale nie po to, by coś ciekawego o nich powiedzieć albo żeby wyciągnąć interesujące wnioski lub też dokonać diagnozy świata. Wrzuca się je tylko po to, by zaistniały, by pokazać, że jest się twórcą inteligentnym, wrażliwym, trzymającym rękę na pulsie. Tematy i problemy koniec końców nie mają żadnego przełożenia na opowiadaną historię. Są tapetą, atrakcyjnym tłem, niczym więcej.
Tak było w "Suspirii" i tak jest też w przypadku "Wdów". Mamy tu oczywiście wątek kobiecego losu w świecie zdominowanym przez mężczyzn, często słabszy od stojących u ich boku, krok z tyłu, kobiet (co świetnie pokazuje moja ulubiona scena filmu - rozmowy w samochodzie polityka i jego żony). Jest też temat mniejszości etnicznych i ich pozycji w amerykańskim społeczeństwie (miło, że u boku Latynosów i Afroamerykanów znalazło się miejsce dla Polaków, choć co bardziej fanatycznym narodowcom obraz naszych rodaków na emigracji nie bardzo przypadnie do gustu). Jest też temat przestępczości i polityki pomiędzy którymi to granice wydają się zacierać. Jest temat narzuconych ról społecznych, czy to przez płeć, czy też przez fakt urodzenia się w takiej a nie innej rodzinie.
Jest tego naprawdę sporo. Tyle, że nic z tego nie wynika. Szczerze mówiąc wolałbym już chyba, gdyby McQueen nie krygował się tak bardzo na świadomego twórcę. Powinien pójść za radą jednej z bohaterek i wyjąć sobie z tyłka kij, wtedy wartość rozrywkowa "Wdów" w moich oczach mocno by wzrosła. A tak, to ja się zdecydowanie lepiej bawiłem na "Ocean's 8", który to film nie ma wielkich intelektualnych ambicji, a mimo to jako kino o kobiecym empowermencie sprawdzało się bardzo dobrze.
Podobnie jednak jak "Suspiria" "Wdowy" są warsztatowo filmem bardzo dobrym. Scenariusz może miejscami zaskakuje prostactwem (scena z mężem architektki, scena w mieszkaniu czwartej wdowy), ale McQueen większość mielizn sprawnie ominął. Podobały mi się zabawy kamerą i wybór nietuzinkowych perspektyw. Aktorsko rzecz również wypada bardzo dobrze, choć Viola Davis gra tu bardzo podobnie do tego, co pokazała w "Sposobie na morderstwo", więc jej kreacja nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia.
Nie jest to więc zły film. Nie jest to jednak moja bajka i nie sądzę, bym miał kiedyś ochotę na powtórny seans.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz