Dating My Mother (2017)
Jest taka grupa aktorów i aktorek, do których czuję irracjonalną wręcz sympatię i kiedy widzę ich nazwiska w obsadzie, to sięgam po dany film, nie zważając na nic innego. Do grupy tej należą dwie osoby występujące w "Chłopaku dla mojej mamy": Kathryn Erbe (która zyskała moją dozgonną sympatię jako Shirley Bellinger w serialu "Oz") oraz Kathy Najimy (która na zawsze pozostanie dla mnie siostrą Mary Patrick z "Zakonnicy w przebraniu"). Tę drugą jeszcze od czasu do czasu udaje mi się gdzieś zobaczyć. Oglądanie Erbe w filmach praktycznie mi się nie zdarza, więc po prostu musiałem skorzystać z okazji.
W takiej sytuacji mogę się jedynie cieszyć, że "Chłopak dla mojej matki" okazał się filmem całkiem znośnym. Choć Najimy jest w nim mniej, niżbym sobie tego życzył. Na szczęście Erbe dostała sympatyczną postać do zagrania i poradziła sobie z rolą na tyle dobrze, że z przyjemnością ją obserwowałem. Oczywiście nie miała zbyt trudnego zadania. Ten film jest bowiem bardzo niezobowiązującą produkcją. Ma być lekko, miło i przyjemnie. Wszelkie fabularne udziwnienia i elementy, które mogłyby posłużyć do pogłębienia portretów psychologicznych, tu są jedynie pretekstami dla kolejnych scen nienachalnie humorystycznych.
Reżyser nie ma też najmniejszych problemów z rozmienianiem się na drobne. Dlatego też w filmie pojawia się bardzo dużo wątków, które ostatecznie służą pojedynczym scenom, po czym zostają zepchnięte na bok, bo akurat reżyser ma inny, jego zdaniem ciekawszy pomysł. Jest tu więc miejsce na nieco toksyczne relacje rodzinne i równie skomplikowane relacje przyjacielskie, jest satyra na współczesne aplikacje randkowe, jest opowieść o zmaganiach nieodkrytego artysty i zmienianiu nierealistycznych marzeń w osiągalne i pragmatyczne cele.
Nic z tego nie jest potraktowane na serio, przez co całość nie ma w gruncie rzeczy jakiejkolwiek wartości. No, ale przynajmniej reżyser nie przynudza, a bohaterowie są w miarę fajni. Całość więc da się obejrzeć, choć już pięć minut po napisach końcowych trudno będzie z siebie wykrzesać choćby najmniejszą iskrę entuzjazmu wobec filmu.
Ocena: 5
W takiej sytuacji mogę się jedynie cieszyć, że "Chłopak dla mojej matki" okazał się filmem całkiem znośnym. Choć Najimy jest w nim mniej, niżbym sobie tego życzył. Na szczęście Erbe dostała sympatyczną postać do zagrania i poradziła sobie z rolą na tyle dobrze, że z przyjemnością ją obserwowałem. Oczywiście nie miała zbyt trudnego zadania. Ten film jest bowiem bardzo niezobowiązującą produkcją. Ma być lekko, miło i przyjemnie. Wszelkie fabularne udziwnienia i elementy, które mogłyby posłużyć do pogłębienia portretów psychologicznych, tu są jedynie pretekstami dla kolejnych scen nienachalnie humorystycznych.
Reżyser nie ma też najmniejszych problemów z rozmienianiem się na drobne. Dlatego też w filmie pojawia się bardzo dużo wątków, które ostatecznie służą pojedynczym scenom, po czym zostają zepchnięte na bok, bo akurat reżyser ma inny, jego zdaniem ciekawszy pomysł. Jest tu więc miejsce na nieco toksyczne relacje rodzinne i równie skomplikowane relacje przyjacielskie, jest satyra na współczesne aplikacje randkowe, jest opowieść o zmaganiach nieodkrytego artysty i zmienianiu nierealistycznych marzeń w osiągalne i pragmatyczne cele.
Nic z tego nie jest potraktowane na serio, przez co całość nie ma w gruncie rzeczy jakiejkolwiek wartości. No, ale przynajmniej reżyser nie przynudza, a bohaterowie są w miarę fajni. Całość więc da się obejrzeć, choć już pięć minut po napisach końcowych trudno będzie z siebie wykrzesać choćby najmniejszą iskrę entuzjazmu wobec filmu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz