Rambo: Last Blood (2019)

Wiedziałem, że to będzie słaby film. Ale nigdy w życiu nie pomyślałbym, że może być aż tak zły. Sylvester Stallone zszedł tu do poziomu typowej produkcji CineTel Films. A Adrian Grunberg spokojnie mógłby zamienić się miejscami z Patrykiem Vegą.



Na szczęście twórcy nie ukrywają tego, z jak złym filmem naprawdę mamy do czynienia. Pierwsza sekwencja, podczas ulewnego deszczu i niszczycielskiej powodzi, aż za dobrze podkreśla wszystkie wady. A w momencie, w którym uratowana kobieta dziękuje bohaterowi, a Stallone próbuje grać tu na pełnym dramatycznym gazie, pozbawia złudzeń. Kto w tym momencie nie wyszedł z kina, ten może mieć pretensje tylko do siebie.

Grzechem podstawowym "Rambo: Ostatniej krwi" jest to, z jaką powagą traktują go twórcy. Choć jego fabuła niczym nie różni się od przeciętnego akcyjniaka z Netfliksa, to kręcony jest z takim nadęciem, jakby twórcy planowali zgarnąć wszystkie możliwe Oscary. W teorii ma to być poważny dramat o człowieku tak bardzo naznaczonym traumą, że z trudem funkcjonuje w normalnych warunkach. Kiedy więc zostaje wytrącony z równowagi, zmienia się w oszalałe na punkcie zemsty zwierzę. Ten egzystencjalny dramat widać w intencjach i w niczym więcej.

Porażają przede wszystkim dialogi. Są tak drętwe, tak bezpłciowe, jakby zostały przygotowane przez źle zaprogramowany automat. Większość z nich mogłaby się sprawdzić od biedy jedynie w pastiszu filmów o Rambo. Kiedy więc Stallone i reszta obsady z pełną powagą je deklamują, tworzy to surrealistyczne doświadczenie przekreślające całkowicie wartość tego filmu.

Na to nakładają się problemy ze zdjęciami, montażem, reżyserią. Miejscami "Rambo" wypada dużo gorzej od wspomnianych produkcji CineTel Films. Wygrywa z nimi jedynie budżetem, dzięki czemu sceny akcji nie wyglądają tak sztucznie, jak w "Rekinie cycojadzie" czy "Lawalantuli". Choć i tu miejscami jest bardzo źle. Fala powodziowa z sekwencji otwierającej jest żenująco słaba.

Chciałbym móc powiedzieć, że w jakimś stopniu wszystkie błędy i wypaczenia równoważy krwawa rzeź, którą urządza bohater w finale. Ale nawet te momenty, które ewidentnie inspirowane są fatalities z "Mortal Kombat", nie dawały rady. One równie podporządkowane są dramatycznej myśli przewodniej i mają ukazywać tragiczne oblicze jednostki zatraconej w brutalności zemsty. A przez to nie ma z nich żadnej frajdy.

Poziom absurdu został jednak przekroczony w napisach końcowych, kiedy to pojawiają się sceny ze wszystkich filmów o przygodach Rambo. Jak na dłoni widać, jak bardzo serio do "Ostatniej krwi" podeszli twórcy, jak mocno wierzyli, że tworzą cudowne podsumowanie całego cyklu. Nie pozostawało mi w tym momencie nic innego, jak parsknąć pustym śmiechem.

Ocena: 1

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)