The Man Who Killed Hitler and Then The Bigfoot (2018)

Zaczyna się świetnie. Pierwsza połowa filmu, to fascynujące studium człowieka, którego życie już praktycznie dobiegło końca. Przyszłość dla niego nie istnieje. Pozostała przeszłość, która z każdym dniem ciąży mu coraz bardziej. Świadomość rzeczy, jakich dokonał i tego, z czego zrezygnował po drodze, zmusza go do ponownej oceny siebie jako człowiek. Patrząc z perspektywy tego wszystkiego, co przeżył, zaczyna kwestionować, czy podjął właściwe decyzje. A zarazem nie może się od nich odciąć, bo to one uczyniły go tą osobą, którą jest dziś.



Bardzo podobała mi się kreacja Sama Elliotta jako człowiek zmęczonego, istniejącego niejako poza czasem i błahostkami, za którymi gonią inni mieszkańcy jego miasteczka. Podobało mi się to, w jaki sposób wplatane były w fabułę sceny retrospekcji, jak pogłębiały one portret psychologiczny bohatera.

Niestety potem pojawia się wątek z Wielką Stopą. Ta część sprawia wrażenie wyjętej z innej opowieści. Co samo w sobie nie jest jeszcze wadą. Jednak wydaje mi się, że wymagała ona od reżysera dokonania zmian w prowadzeniu bohatera, w podkręceniu stylistyki i tempa narracji. A to nie następuje. Dlatego też końcówka, pomimo pojawiających się elementów atrakcyjnego efekciarstwa, w gruncie rzeczy mnie znudziła. Na czym w moich oczach ucierpiał cały film.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)