Black Christmas (2019)

"Czarne święta" pokazują najgorszą twarz przemysłu filmowego. To twarz chciwca, któremu wydaje się, że wystarczy uwzględnić gorące tematy, by film się sprzedał niezależnie od tego, jak został zrealizowany. Jest to oczywiście złudne wrażenie, któremu jednak producenci z Hollywood nieustannie ulegają.



W przypadku "Czarnych świąt" owym gorącym tematem jest #metoo. Fabuła inspirowana jest poważnym problemem, jakim naprawdę jest przemoc seksualna wobec kobiet, do której dochodzi na uniwersyteckich campusach. Tu mamy więc słabnący patriarchat, który nie chce się pozbyć swojej opartej na szowinizmie władzy, więc sięgnie po nadnaturalne moce, by zniszczyć zagrażający im feminizm. Ale panie nie dadzą się męskiej dominacji i jak na prawdziwe bohaterki ery metoo przystało pełne determinacji staną do nierównej walki.

Horrory dość często przerabiają niepokoje społeczne i światopoglądowe, więc temat "Czarnych świąt" mnie wcale nie dziwi. Choć jestem przekonany, że co poniektórych widzów, którym przeszkadzała na przykłada kobieca wersja "Ghostbusters", tematyka tego filmu mocno rozjuszy. Ja mam zupełnie inny problem z "Czarnymi świętami". Dla mnie ten film jest po prostu strasznie nudny. Przez pierwszą godzinę niewiele się dzieje. Cała horrorowa akcja skondensowana została do trzeciego aktu. Takie działanie powoduje jednak, że wszystkie wydarzenia muszą się rozgrywać w ekspresowym tempie, na nic bowiem nie ma zbyt wiele czasu. To zaś prowadzi do skracania poszczególnych epizodów przemocy, tworzenie scen hurtowej walki, żeby upchnąć jak najwięcej bohaterek na jak najmniejszej przestrzeni. Brakuje w tym klimatu, napięcia, nie mówiąc już o wizualnych atrakcjach. Nie dawało mi to żadnej frajdy, a jedynie frustrację, że zmarnowano kilka ciekawych bohaterek.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)