He Loves Me (2018)
Reżyser "He Loves Me" znalazł zaskakująco prosty sposób na poradzenie sobie z problemem aktorów, którzy nie potrafią grać. Po prostu nie dał im żadnych kwestii do wypowiadania. W jego filmie dwójka aktorów chodzi po cypryjskiej plaży, leży, pływa, uprawia seks. Coś tam do siebie mówią, ale poza jedną sceną ich głosów w ogóle nie słychać, więc nie trzeba się męczyć z ich sztuczną deklamacją i nienaturalną intonacją. Zamiast rozmów z offu dociera głos narratora, który opowiada o swoich rozterkach uczuciowych, o wielkiej miłości i równie wielkiej niepewności, która sprawia, że sabotował uczucie.
Choć doceniam pomysłowość, z jaką reżyser obszedł ograniczenia i problemy, to jednak koniec końców nie na wiele mu się to zdało. Zdjęcia to mieszanka porno z amatorskim wideo wspominkowym z wakacji. Tekst wypowiadany przez narratora z kolei nie brzmi szczególnie angażująco. Monolog próbuje uchwycić emocjonalną burzę jednostki znajdującej się między młotem miłości a kowadłem strachu. Brzmi to nawet całkiem autentycznie. Mogę sobie z łatwością wyobrazić egzaltowanego geja, który taki list napisał. Jednak mnie, będącego jedynie słuchaczem, tekst ten nie zachęcił do głębszych rozważań nad naturą ludzką. Sprawił jedynie, że przypomniałem sobie podobne w konstrukcji filmy Dereka Jarmana. Jest jednak od nich dużo banalniejszy na poziomie wizualnym i trywialny na poziomie intelektualnym.
Najlepszą rzeczą w filmie jest ta, której nie przygotował reżyser, czyli śpiewana przez Savinę Yannatou piosenka "Ntrepomai", za co dałem dodatkowy punkt. To jest naprawdę piękny utwór.
Ocena: 3
Choć doceniam pomysłowość, z jaką reżyser obszedł ograniczenia i problemy, to jednak koniec końców nie na wiele mu się to zdało. Zdjęcia to mieszanka porno z amatorskim wideo wspominkowym z wakacji. Tekst wypowiadany przez narratora z kolei nie brzmi szczególnie angażująco. Monolog próbuje uchwycić emocjonalną burzę jednostki znajdującej się między młotem miłości a kowadłem strachu. Brzmi to nawet całkiem autentycznie. Mogę sobie z łatwością wyobrazić egzaltowanego geja, który taki list napisał. Jednak mnie, będącego jedynie słuchaczem, tekst ten nie zachęcił do głębszych rozważań nad naturą ludzką. Sprawił jedynie, że przypomniałem sobie podobne w konstrukcji filmy Dereka Jarmana. Jest jednak od nich dużo banalniejszy na poziomie wizualnym i trywialny na poziomie intelektualnym.
Najlepszą rzeczą w filmie jest ta, której nie przygotował reżyser, czyli śpiewana przez Savinę Yannatou piosenka "Ntrepomai", za co dałem dodatkowy punkt. To jest naprawdę piękny utwór.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz