Undine (2020)
Był taki czas, kiedy lubiłem oglądać filmy Petzolda. "Jerichow" i "Feniks" to naprawdę dobre rzeczy. Niestety od "Tranzytu" mam z nim problem. Jego estetyka przestała mi odpowiadać. Nie kupuję formy, nie czuję ducha jego opowieści. Nawet na poziomie czysto intelektualnym jego filmy wydają mi się strasznie miałkie. I tak właśnie mam z "Undine".
Rzekomo jest to opowieść o kobiecie, która na swój specyficzny sposób jest powiązana z miłością. Po części jest jej fizyczną reprezentacją, po części więźniem, gdyż nie do końca kontroluje klątwę, która polega na tragicznych skutkach dla mężczyzn, którzy ją porzucili. Bohaterka jest tego świadoma, a jednak nie ma to wpływu na jej decyzje. Nie broni się przed miłością. Nie odtrąca mężczyzn, którzy ofiarowują jej serce bez świadomości ceny, jaką mogą za to zapłacić. Bohaterka zdaje się prawdziwie kochać nowego mężczyznę, który pojawił się w jej życiu. Ale czy tak jest naprawdę, czy może nie ma nad tym kontroli?
"Undine" wydało mi się przerażająco bezdusznym filmem, a przecież opowiada o wielkich uczuciach, które mogą kończyć się tragicznie, a także o poświęceniu, na jakie jesteśmy gotowi dla ukochanych. Jednak uczucia, dramaty, dylematy są tu czymś, czego mogę się jedynie domyślać z zachowań i deklaracji bohaterów. Oglądając ich nie czułem nic. Nie wierzyłem w ich miłość, cierpienie, poświęcenie. Widziałem tylko ładne kadry i puste gesty.
Ocena: 3
Rzekomo jest to opowieść o kobiecie, która na swój specyficzny sposób jest powiązana z miłością. Po części jest jej fizyczną reprezentacją, po części więźniem, gdyż nie do końca kontroluje klątwę, która polega na tragicznych skutkach dla mężczyzn, którzy ją porzucili. Bohaterka jest tego świadoma, a jednak nie ma to wpływu na jej decyzje. Nie broni się przed miłością. Nie odtrąca mężczyzn, którzy ofiarowują jej serce bez świadomości ceny, jaką mogą za to zapłacić. Bohaterka zdaje się prawdziwie kochać nowego mężczyznę, który pojawił się w jej życiu. Ale czy tak jest naprawdę, czy może nie ma nad tym kontroli?
"Undine" wydało mi się przerażająco bezdusznym filmem, a przecież opowiada o wielkich uczuciach, które mogą kończyć się tragicznie, a także o poświęceniu, na jakie jesteśmy gotowi dla ukochanych. Jednak uczucia, dramaty, dylematy są tu czymś, czego mogę się jedynie domyślać z zachowań i deklaracji bohaterów. Oglądając ich nie czułem nic. Nie wierzyłem w ich miłość, cierpienie, poświęcenie. Widziałem tylko ładne kadry i puste gesty.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz