A casa tutti bene (2018)
Po filmie "Nadeszło lato" zacząłem odzyskiwać wiarę w Gabriele Muccino. Niestety reżyser szybko wrócił na swój niezbyt wysoki poziom "normalności". "W domu wszystko dobrze" pokazuje, że Muccino nie radzi sobie z tematami, które wałkowane były przez kino wielokrotnie, a także ze zbyt dużą liczbą bohaterów.
Film opowiada historię dużej rodziny, której członkowie spotykają się na wyspie, by świętować 50. rocznicę ślubu. Uroczystość przebiega w pogodnej i miłej atmosferze. Owszem, pojawiło się kilka drobnych scysji i rys na idealnym obrazku, ale nic ponadto. Niestety zmiana w pogodzie sprawiła, że zamiast rozjechać się w spokoju do swoich domów, wszyscy przybyli muszą pozostać na wyspie dłużej. I wtedy zaczyna się. Sekrety wychodzą na jaw, dawne urazy odżywają, ignorowane konflikty wybuchają z wielką mocą...
"W domu wszystko dobrze" jest więc klasyczną filmową opowieścią o rodzinnym spotkaniu. Muccino nie potrafił uczynić ją swoją własną ani poprzez prezentację ciekawych bohaterów ani też przez intersujące konflikty. Wszystko jest tu schematyczne, a bohaterowie tak niechluje nakreśleni, że w całym fabularnym harmidrze tracą jakiekolwiek pozory indywidualizmu i autentyczności. Nie było tu ani jednej historii, którą byłbym zainteresowany. Nie było też żadnej postaci, o której chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej. I to pomimo faktu, że Muccino zebrał na potrzeby filmu całkiem niezłą obsadę. Całość wydała mi się bez większego znaczenia.
Ocena: 4
Film opowiada historię dużej rodziny, której członkowie spotykają się na wyspie, by świętować 50. rocznicę ślubu. Uroczystość przebiega w pogodnej i miłej atmosferze. Owszem, pojawiło się kilka drobnych scysji i rys na idealnym obrazku, ale nic ponadto. Niestety zmiana w pogodzie sprawiła, że zamiast rozjechać się w spokoju do swoich domów, wszyscy przybyli muszą pozostać na wyspie dłużej. I wtedy zaczyna się. Sekrety wychodzą na jaw, dawne urazy odżywają, ignorowane konflikty wybuchają z wielką mocą...
"W domu wszystko dobrze" jest więc klasyczną filmową opowieścią o rodzinnym spotkaniu. Muccino nie potrafił uczynić ją swoją własną ani poprzez prezentację ciekawych bohaterów ani też przez intersujące konflikty. Wszystko jest tu schematyczne, a bohaterowie tak niechluje nakreśleni, że w całym fabularnym harmidrze tracą jakiekolwiek pozory indywidualizmu i autentyczności. Nie było tu ani jednej historii, którą byłbym zainteresowany. Nie było też żadnej postaci, o której chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej. I to pomimo faktu, że Muccino zebrał na potrzeby filmu całkiem niezłą obsadę. Całość wydała mi się bez większego znaczenia.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz