Instinct (2019)
Zaczęło się całkiem obiecującą. "Instynkt" to historia dwóch osób, które zostały głęboko skrzywdzone przez bliskie im osoby. Ona stała się psychoterapeutką, ale jej życie osobiste jest puste, nie zdołała stworzyć trwałego związku, a przelotne kontakty mają dość dziwaczny charakter. On stał się seksualnym drapieżnikiem, wyżywającym się na kobietach, które ulegają jego czarowi, widząc w tym zachowaniu swoją własną słabość, którą musi stłumić. Spotykają się w więzieniu, gdzie ona zaczyna właśnie pracę, a on jest jednym z jej podopiecznych.
Pierwsza połowa "Instynktu" zbudowana została w taki sposób, by sugerować skomplikowaną opowieść, w której nic nie jest jednoznaczne i oczywiste. Niby on jest psychopatycznym drapieżcą i wykalkulowanym manipulatorem, co jednak wcale nie znaczy, że przestał być ofiarą i znów nią może się stać. Ona zdaje się być kolejną osobą nieodporną na jego wdzięki, a jednak jest w niej równie twardy rdzeń psychopatii, ukryty, lecz sprawiający, że dla niego może być nie tyle ofiarą co katem. I dopóki reżyserka stara się podtrzymywać tę niejednoznaczność, "Instynkt" jest filmem interesującym, nawet jeśli czasami zbyt łopatologicznym (dokument przyrodniczy o drapieżnikach można sobie było darować). Tym bardziej, że zarówno van Houten jak i Kenzari nieźle odgrywają swoje role.
Niestety w drugiej połowie reżyserka zaczęła kroczyć drogą najmniejszego oporu. Z każdą kolejną minutą fabuła stawała się coraz prostsza i bardziej przewidywalna. Na długo przed finałem zakończenie filmu było dla mnie oczywiste i pozostawało mi tylko modlić się, by jednak reżyserka zaskoczyła mnie i zeszła ze ścieżki łopatologii. Niestety tak się nie stało. Po filmie pozostał mi więc gorzki posmak zawiedzionych nadziei.
Ocena: 5
Pierwsza połowa "Instynktu" zbudowana została w taki sposób, by sugerować skomplikowaną opowieść, w której nic nie jest jednoznaczne i oczywiste. Niby on jest psychopatycznym drapieżcą i wykalkulowanym manipulatorem, co jednak wcale nie znaczy, że przestał być ofiarą i znów nią może się stać. Ona zdaje się być kolejną osobą nieodporną na jego wdzięki, a jednak jest w niej równie twardy rdzeń psychopatii, ukryty, lecz sprawiający, że dla niego może być nie tyle ofiarą co katem. I dopóki reżyserka stara się podtrzymywać tę niejednoznaczność, "Instynkt" jest filmem interesującym, nawet jeśli czasami zbyt łopatologicznym (dokument przyrodniczy o drapieżnikach można sobie było darować). Tym bardziej, że zarówno van Houten jak i Kenzari nieźle odgrywają swoje role.
Niestety w drugiej połowie reżyserka zaczęła kroczyć drogą najmniejszego oporu. Z każdą kolejną minutą fabuła stawała się coraz prostsza i bardziej przewidywalna. Na długo przed finałem zakończenie filmu było dla mnie oczywiste i pozostawało mi tylko modlić się, by jednak reżyserka zaskoczyła mnie i zeszła ze ścieżki łopatologii. Niestety tak się nie stało. Po filmie pozostał mi więc gorzki posmak zawiedzionych nadziei.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz