Let It Snow (2019)
Ktoś tu chyba widział "Sylwester w Nowym Jorku" o jeden raz za dużo. Oglądając "W śnieżną noc" (idiotyczny polski tytuł, ponieważ akcja dzieje się w dzień nie nocą) odniosłem wrażenie, że ktoś zobaczył film Marshalla i uznał, że łatwo da się go przerobić na wersję młodzieżową. I rzeczywiście, przeróbka poszła łatwo. Głównie dlatego, że twórcy skopiowali pomysł i nie dodali nic od siebie.
Mamy więc opowieść o kilku młodych osobach, które w okresie przed Bożym Narodzeniem odkryją, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość. Wielowątkowe filmy nie wymagają szczególnie skomplikowanych fabuł, muszą jednak mieć interesujących bohaterów. A tych niestety tutaj brakuje. Szczerze mówiąc, to poza postacią graną przez Joan Cusack nie jestem w stanie od tak przypomnieć sobie nikogo. Potrzebuję chwili zastanowienia, by dotarło do mnie, że był tam nieśmiały gość, który nie potrafił powiedzieć swojej ukochanej, co do niej czuje, była dziewczyna z chorą matką, która spotkała muzyczną megagwiazdę, był niespełniony DJ, dziewczyna podkochująca się w innej oraz jeszcze jedna rozdarta między przyjaźnią a nieodwzajemnioną miłość.
Wszystko to podane zostało w sposób całkowicie olewczy. Po pewnym czasie zacząłem się łapać na tym, że poszczególne sceny zlewają mi się w jedną niewyraźną papkę. Kiedy ponownie starałem się skupić na fabule, odkrywałem, że niczego nie straciłem. Wydaje mi się więc, że najlepiej jest obejrzeć pierwszy i ostatni kwadrans, by wiedzieć, o co w tym filmie chodzi. Resztę można sobie spokojnie darować.
Ocena: 2
Mamy więc opowieść o kilku młodych osobach, które w okresie przed Bożym Narodzeniem odkryją, czym jest prawdziwa przyjaźń i miłość. Wielowątkowe filmy nie wymagają szczególnie skomplikowanych fabuł, muszą jednak mieć interesujących bohaterów. A tych niestety tutaj brakuje. Szczerze mówiąc, to poza postacią graną przez Joan Cusack nie jestem w stanie od tak przypomnieć sobie nikogo. Potrzebuję chwili zastanowienia, by dotarło do mnie, że był tam nieśmiały gość, który nie potrafił powiedzieć swojej ukochanej, co do niej czuje, była dziewczyna z chorą matką, która spotkała muzyczną megagwiazdę, był niespełniony DJ, dziewczyna podkochująca się w innej oraz jeszcze jedna rozdarta między przyjaźnią a nieodwzajemnioną miłość.
Wszystko to podane zostało w sposób całkowicie olewczy. Po pewnym czasie zacząłem się łapać na tym, że poszczególne sceny zlewają mi się w jedną niewyraźną papkę. Kiedy ponownie starałem się skupić na fabule, odkrywałem, że niczego nie straciłem. Wydaje mi się więc, że najlepiej jest obejrzeć pierwszy i ostatni kwadrans, by wiedzieć, o co w tym filmie chodzi. Resztę można sobie spokojnie darować.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz